Nowa
polska marka MIYA Cosmetics
oferująca wyjątkową gamę kremów dopasowującą się do stylu życia szturmem
wkroczyła do blogosfery! Również ja miałam okazję przekonać się na własnej
skórze o co tyle szumu i czy cały ten manifest marki to tylko słowa czy może rzeczywiście jest w tym jakiś głębszy sens. Cenię
sobie ludzi z wizją. Ludzi, którzy nie boją się działania i starają się podążać
z duchem czasu. Innowacja i nowoczesność są dla mnie ważne, a zarazem uwielbiam
przyjemność i łatwość stosowania więc jak to zwykle bywa moja niemalże nieomylna
intuicja podpowiedziała mi, że w kremach z linii myWONDERBALM musi tkwić potencjał, który ja powinnam wykorzystać:) Z
tego też powodu zgodziłam się wypróbować produkty tej marki i podzielić się z
Wami swoimi wrażeniami. Rąbka tajemnicy uchyliłam już w ulubieńcach października i jak się okazało większość z Was najbardziej zaintrygowały kremy myWONDERBALM. Przyszła więc pora by
okryć wszystkie karty!
MIYA Cosmetics
„Wiemy, że lubisz czuć się pięknie,
wyglądać stylowo i cieszyć się życiem. Daje Ci to energię i poczucie pewności
siebie przez cały dzień. Podstawą Twojego wyglądu jest piękna skóra. To właśnie
ona dodaje Ci naturalnego blasku i sprawia, że jesteś gotowa na podbój świata. Wiemy,
że każdy Twój dzień jest pełen wyzwań i aktywności, a doba jest za krótka na
skomplikowaną i czasochłonną pielęgnację. Ważny jest szybki rezultat i efekt
WOW! Tu i teraz, gdziekolwiek jesteś. Rozwiązaniem jest pielęgnacja MIYA
Cosmetics. Stworzyliśmy ją dla CIEBIE, dopasowując ją do Twojego stylu życia i
potrzeb Twojej skóry. myWONDERBALM to wyjątkowa gama kremów, w których znajdziesz wszystko to, co najważniejsze
dla Ciebie i Twojej skóry”.
Kolorowa pielęgnacja
Kremy myWONDERBALM
wyróżniają radosne, kolorowe opakowania. Jestem fanką koloru. Kiedy wszyscy
przyodziewają czerń ja potrafię odstroić się na niebiesko więc w to mi graj;)
Nie wiem jak jest u Was, ale gdy ja widzę tubkę kremu w soczystym kolorze od
razu chętniej po niego sięgam. Warto też dodać, że każdy z kremów MIYA oprócz
kartonowego opakowania jest także zabezpieczony folią. Podoba mi się również
długa data przydatności bez konieczności zużycia kremów w krótkim czasie od
momentu otwarcia. Zaskoczeniem była dla mnie większa niż standardowo pojemność
każdego z kremów – aż 75ml! Muszę przyznać, że mnie akurat bliżej do mniejszych
pojemności typu 30-40ml, ale postanowiłam, że obrócę tą większą pojemność w
zaletę. Otóż jakiś czas temu moja siostra się wyprowadzała i na moje pytanie: „chcesz
jakieś kosmetyki?” (kto jak kto, ale blogerka kosmetyczna naprawdę ma się czym
podzielić;)) odpowiedziała: „wezmę wszystko co dasz!:D”. Takim oto sposobem
zapodałam jej m.in. dwie solidne porcje kremów MIYA, a to wszystko bez
jakiegokolwiek poczucia ubytku gdyż została mi jeszcze taka standardowa ilość:)
Większa pojemność będzie jednak kluczową zaletą dla kobiet, które lubią cieszyć
się kosmetykiem na dłużej i zwyczajnie nie mają ochoty na zmiany oraz dla tych,
które cenią sobie kosmetyki typu dwa w jednym, ponieważ kremy te przeznaczone
są przede wszystkim do pielęgnacji twarzy, ale mogą też posłużyć jako krem do
rąk lub do ciała.
Uniwersalność
Marka MIYA Cosmetics nie
posiada niezliczonej ilości kremów na konkretne, jednostkowe problemy naszej
cery. Nie znajdziesz tu kremu matującego, kremu na rozszerzone pory, kremu
typowo na zmarszczki ani też kremu na nie wiadomo co;) Marka stawia na proste,
ale zarazem uniwersalne i skuteczne rozwiązania. Zamiast produktów, które
potrafią działać jedynie wybiórczo mamy 4 kremy, które mogą zaspokoić nie tylko
potrzeby skóry naszej twarzy, ale także naszego ciała i zmysłów gdyż kremy
te charakteryzują się wyjątkowymi zapachami. W ofercie mamy zatem cztery
produkty o całkiem zabawnych nazwach:
I’m Coco Nuts – krem do twarzy z olejkiem
kokosowym
Hello Yellow – krem do twarzy z masłem
mango
I Love Me – krem do twarzy z olejkiem
z róży
Call Me Later – krem do twarzy z masłem
shea
Pod mój dach trafiły
wszystkie cztery wersje myWONDERBALM i teoretycznie nic nie stało na
przeszkodzie by otworzyć je wszystkie na raz, ale uznałam, że najlepiej będzie
(zarówno dla mnie jak i dla szczegółowości mojej opinii) jeśli na pierwszy
ogień wezmę w obroty I’m Coco Nuts oraz Hello Yellow. Lubię
mieć bowiem możliwość dokładnej oceny każdego z produktów, wyłapywania różnic i
niuansów;) Zaplanowałam sobie, że jeden będzie mi towarzyszył za dnia, a drugi
nocą:) Czy taki plan pielęgnacyjny zdał u mnie egzamin?;)
myWONDERBALM I’m Coco Nuts
„Jeśli Twoja skóra domaga się wakacji, podaruj jej
intensywne nawilżenie o subtelnym zapachu kokosa. Uwolnij wspomnienie lata,
najpiękniejszych wakacji i egzotycznej plaży.”
Jeśli zastanawiacie się
dlaczego otworzyłam akurat I’m Coco Nuts przeczytajcie powyższy opis. Ja
przeczytałam i już byłam ugotowana:) Nie tylko moja skóra, ale także „moje JA”
nieustannie domaga się wakacji, plaży i wszystkiego co związane jest z latem.
Jestem takim trochę typem z pogranicza depresyjnego. Latem czuję, że mogę
wszystko. Natomiast kiedy przychodzi jesień (a potem nieszczęsna zima) zaczynam
działać na zwolnionych obrotach, ale… życie nie stoi w miejscu, a ja nie mogę
zapaść w sen zimowy więc potrzebuję specjalnych bodźców do działania bo sorry,
ale taki mamy klimat!;) Jakkolwiek nie stawia mnie to może w najlepszym świetle
jednym z takich bodźców mogą być kosmetyki;) Szczególnie te o aromatycznych
zapachach i skutecznym działaniu. Wszystko co może mi pomóc zaznać trochę lata
w szary dzień albo zimny wieczór jest mile widziane! I’m Coco Nuts
przeznaczyłam do stosowania na noc. Najpierw zajmuję się higieną i pielęgnacją
ciała, później oczyszczam twarz, nakładam I’m Coco Nuts i już jestem gotowa
żeby porządnie się zrelaksować!
Kokosik posiada białą barwę i również bezpośrednio po nałożeniu jest biały więc warto nakładać go mniejszymi porcjami i ładnie wklepać. Krem posiada bogatą konsystencję, ale nie obciąża ona nawet mojej mieszanej cery, która niekiedy zmierza bardziej w kierunku suchej, a niekiedy bardziej tłustej lub nawet normalnej. Istna ruletka;) Myślę, że cera mieszana jest najbardziej skomplikowana, ponieważ domaga się wszystkiego. Tu trzeba, odżywić, tam wyregulować, tu zmatowić. Nie ma lekko! Jednak krem MIYA daje radę. Po aplikacji cera jest matowa, ale jednocześnie bije od niej zdrowy blask. Produkt nie zapycha mojej skóry, a musicie wiedzieć, że ilekroć sięgam po jakiś nowy produkt do pielęgnacji twarzy, który w dużej mierze szczyci się dobrym składem (tak jak w tym przypadku) zawsze mam lekkie obawy, a co jeśli pogorszy mi się po nim cera? Naturalne produkty do pielęgnacji ciała niemal zawsze się u mnie sprawdzają, ale twarz rządzi się swoimi prawami:) Na szczęście nie odnotowałam niedogodności!
Zapach kremu jest tropikalny, iście wakacyjny! Mój nos odczytuje go jako połączenie kokosa z soczystym ananasem. To jeden z tych „autorskich zapachów” które różnią się od standardowego ujęcia zapachu kokosa:) Trafiłam na kilka opinii, że zapach I’m Coco Nuts utrzymuje się do kilku minut od aplikacji. U mnie jednak utrzymuje się ok. 2 godzin. Dawniej uznałabym to za ogromną wadę. Natomiast teraz najczęściej myślę… chwilo trwaj! Z ciekawości użyłam go kiedyś pod makijaż i zapach również przebijał przez puder:)
Krem bardzo dobrze regeneruje i koi moją mieszaną cerę, a jednocześnie zapewnia odpowiedni balans między regulacją wydzielania sebum w strefie T, a nawilżeniem co oznacza, że rano nie budzę się z tłustą skórą:) Z ciekawości kilka razy wypróbowałam go na dłoniach jako nocny kompres (z użyciem bawełnianych rękawiczek) i również uzyskałam satysfakcjonujące efekty w postaci gładkich i nawilżonych dłoni. Nie próbowałam stricte na ciało, ponieważ moje zużycia w tej materii są naprawdę konkretne i wtedy niewiele zostałoby już na twarz:) Jeśli Ty i Twoja skóra potrzebujecie wakacji polecam:)
Kokosik posiada białą barwę i również bezpośrednio po nałożeniu jest biały więc warto nakładać go mniejszymi porcjami i ładnie wklepać. Krem posiada bogatą konsystencję, ale nie obciąża ona nawet mojej mieszanej cery, która niekiedy zmierza bardziej w kierunku suchej, a niekiedy bardziej tłustej lub nawet normalnej. Istna ruletka;) Myślę, że cera mieszana jest najbardziej skomplikowana, ponieważ domaga się wszystkiego. Tu trzeba, odżywić, tam wyregulować, tu zmatowić. Nie ma lekko! Jednak krem MIYA daje radę. Po aplikacji cera jest matowa, ale jednocześnie bije od niej zdrowy blask. Produkt nie zapycha mojej skóry, a musicie wiedzieć, że ilekroć sięgam po jakiś nowy produkt do pielęgnacji twarzy, który w dużej mierze szczyci się dobrym składem (tak jak w tym przypadku) zawsze mam lekkie obawy, a co jeśli pogorszy mi się po nim cera? Naturalne produkty do pielęgnacji ciała niemal zawsze się u mnie sprawdzają, ale twarz rządzi się swoimi prawami:) Na szczęście nie odnotowałam niedogodności!
Zapach kremu jest tropikalny, iście wakacyjny! Mój nos odczytuje go jako połączenie kokosa z soczystym ananasem. To jeden z tych „autorskich zapachów” które różnią się od standardowego ujęcia zapachu kokosa:) Trafiłam na kilka opinii, że zapach I’m Coco Nuts utrzymuje się do kilku minut od aplikacji. U mnie jednak utrzymuje się ok. 2 godzin. Dawniej uznałabym to za ogromną wadę. Natomiast teraz najczęściej myślę… chwilo trwaj! Z ciekawości użyłam go kiedyś pod makijaż i zapach również przebijał przez puder:)
Krem bardzo dobrze regeneruje i koi moją mieszaną cerę, a jednocześnie zapewnia odpowiedni balans między regulacją wydzielania sebum w strefie T, a nawilżeniem co oznacza, że rano nie budzę się z tłustą skórą:) Z ciekawości kilka razy wypróbowałam go na dłoniach jako nocny kompres (z użyciem bawełnianych rękawiczek) i również uzyskałam satysfakcjonujące efekty w postaci gładkich i nawilżonych dłoni. Nie próbowałam stricte na ciało, ponieważ moje zużycia w tej materii są naprawdę konkretne i wtedy niewiele zostałoby już na twarz:) Jeśli Ty i Twoja skóra potrzebujecie wakacji polecam:)
myWONDERBALM Hello Yellow
„Witaj,
świecie, to będzie wspaniały dzień! Zmysłowa formuła o delikatnym zapachu mango
zadba o Twoją skórę i wprawi Cię w dobry nastrój. To Twoja dawka pobudzającej
do działania, pozytywnej energii”.
Przeczytawszy
opis Hello Yellow od razu
wiedziałam, że będzie to krem w sam raz do stosowania na dzień oraz pod
makijaż. Wszak ja i mango = wielka nieskończona miłość. To się musiało udać! Tutaj
znowu zapach określiłabym jako niesztampowy:) Ewidentnie jest to mango, ale w
innej interpretacji niż np. w przypadku linii mango z Organique tudzież innych
dobrze mi znanych kosmetyków mających coś wspólnego z mango:) Dla mnie jest to
mango z kremową nutką. Zapach wersji mango jest o wiele subtelniejszy i
utrzymuje się na mojej skórze zdecydowanie krócej niż kokos.
Podobnie jak wersja kokosowa krem z masłem z mango posiada białą barwę. Pozornie niczym się nie różnią, ale wersja żółta jest zdecydowanie lżejsza i gładko się rozprowadza. Sunie po skórze jak po zjeżdżalni;) Pozostawia twarz aksamitnie gładką dzięki czemu idealnie nadaje się pod makijaż. Kiedy wstanę zbyt późno, a mam coś pilnego do załatwienia wystarczy poczekać chwilę by móc nałożyć delikatny makijaż i wyjść. Dodatkowo jego żółta tubka dodaje mi energii, ponieważ przywodzi mi na myśl słońce, którego tak bardzo mi brakuje jesienią;) Po użyciu cera również nie jest tłusta, ale podobnie jak w przypadku kokosa wygląda bardzo świeżo, tak jakby bił od niej jakiś wewnętrzny blask (nie mylić z przetłuszczeniem!). Najmocniej jest to widoczne wtedy gdy się uśmiechnę, to jest taki efekt wymuskanej skóry:) Przy regularnym stosowaniu cera staje się bardziej elastyczna, ukojona i dogłębnie nawilżona.
Produkt w krótkim czasie zapewnił mi to czego bardzo brakowało mi w kremie innej marki, z którym miałam wcześniej do czynienia, czyli odpowiednią dawkę nawilżenia. Uwielbiam po niego sięgać każdego jesiennego, szarego dnia, który niestety niekiedy trudno odróżnić od wieczoru;)
Podobnie jak wersja kokosowa krem z masłem z mango posiada białą barwę. Pozornie niczym się nie różnią, ale wersja żółta jest zdecydowanie lżejsza i gładko się rozprowadza. Sunie po skórze jak po zjeżdżalni;) Pozostawia twarz aksamitnie gładką dzięki czemu idealnie nadaje się pod makijaż. Kiedy wstanę zbyt późno, a mam coś pilnego do załatwienia wystarczy poczekać chwilę by móc nałożyć delikatny makijaż i wyjść. Dodatkowo jego żółta tubka dodaje mi energii, ponieważ przywodzi mi na myśl słońce, którego tak bardzo mi brakuje jesienią;) Po użyciu cera również nie jest tłusta, ale podobnie jak w przypadku kokosa wygląda bardzo świeżo, tak jakby bił od niej jakiś wewnętrzny blask (nie mylić z przetłuszczeniem!). Najmocniej jest to widoczne wtedy gdy się uśmiechnę, to jest taki efekt wymuskanej skóry:) Przy regularnym stosowaniu cera staje się bardziej elastyczna, ukojona i dogłębnie nawilżona.
Produkt w krótkim czasie zapewnił mi to czego bardzo brakowało mi w kremie innej marki, z którym miałam wcześniej do czynienia, czyli odpowiednią dawkę nawilżenia. Uwielbiam po niego sięgać każdego jesiennego, szarego dnia, który niestety niekiedy trudno odróżnić od wieczoru;)
Kremy
myWONDERBALM dostępne są w sklepie MIYA Cosmetics. Można je kupić na
sztuki lub w pakiecie, czyli wszystkie 4 wersje i taka opcja wychodzi
oczywiście taniej, a dodatkowo przesyłka jest wtedy gratis:) Na stronie znajdziecie również pełne składy INCI każdej z wersji.
Znacie myWONDERBALM? Jakie są Wasze
wrażenia? Dajcie znać jak się sprawuje wersja I Love Me oraz Call Me Later!
Nie znam ich, ale bardzo mnie ciekawią :)
OdpowiedzUsuńOpakowania faktycznie piękne , uwielbiam pastelowe kolory :)
OdpowiedzUsuńHello Yello chyba najbardziej przypadłby mi do gust ,bardzo lubię owocowe zapachy , a kokosa wręcz nienawidzę :)
Z miłą chęcią wypróbuję i zobaczę jakie rezultaty przyniesie :)
Buziaki
Tzn. ten kokos z I'm Coco Nuts nie jest taki typowy (bardziej taka pinacolada:)) więc może nie wszystko przesądzone:) Hello Yellow przyjemny:)
UsuńZdecydowanie skusiłabym się na wersję mango ;)
OdpowiedzUsuńMango taka najbardziej szybka w użyciu:)
Usuńnie znam ale lubie u siebie takie produkty :D
OdpowiedzUsuńTen mango krem bardzo mnie kusi :-)
OdpowiedzUsuńMyślałam o różanym, ale z tego co zdążyłam wyczytać na blogach, to wersja mango jest najlżejszą ze wszystkich, więc gdybym się zdecydowała, po nią pierwszą bym sięgnęła.
OdpowiedzUsuńRóżanego jeszcze nie otwierałam, ale z tego co gdzieś tam mi mignęło jest on raczej odżywczy:) Na zimę może być fajny:) Mango zdecydowanie ładnie się rozprowadza i szybko wchłania:)
Usuńsporo o nich czytam izastanawiam się nad tym odpowiednim :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem Twojego wyboru:) Ja bym dla Ciebie obstawiała Hello Yellow:)
UsuńMam hello yellow ! :D Teeż kocham Mango dlatego mój wybór był prosty !! :D Ale jeszcze go nie używałam, ale muszę zacząć ! :D Mam nadzieję że też go pokocham !
OdpowiedzUsuńDaj znać jak u Ciebie wypadnie:)
UsuńJa jeszcze nie znam tych kremów, widuję je od jakiegoś czasu w blogosferze, ale dopiero u Ciebie poczytałam o nich co nieco ;) kurcze ciekawi mnie każdy z nich :O
OdpowiedzUsuńTeż widywałam, ale najczęściej były to dość drobne wzmianki dlatego postawiłam sobie za cel opisać je bardziej szczegółowo;)
UsuńOj kokosowy woła do mnie :D. Strasznie mi się spodobał i złapię go :P
OdpowiedzUsuńZapaszek jest bardzo ciekawy:)
UsuńWypróbowałabym je w sumie :)
OdpowiedzUsuńTen z olejkiem kokosowym bardzo chętnie bym przetestowała. :)
OdpowiedzUsuńI’m Coco Nuts to coś dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńCiekawią mnie bardzo te kremy z chęcią bym je wypróbowała ;)
OdpowiedzUsuńWakacje by mi się przydały, ale skoro mogę je na razie zapewnić skórze to jestem na tak :) mnie również by skusiły te kolorowe opakowania!
OdpowiedzUsuńOj tak, wakacje i tak by się przydały, ale na razie z tym ciężko (przynajmniej u mnie) więc trzeba się inaczej wspomagać;)
Usuńnigdy nie miałam doczynienia z tą marką :)
OdpowiedzUsuńJest stosunkowo młoda, a Ty przebywasz poza pl więc w sumie nic dziwnego:)
Usuńostatnio często trafiam na informacje o tych kremach, myślę, że mango może kiedyś wpadnie w moje łapki
OdpowiedzUsuńTeż parę razy trafiłam;)
UsuńWersja I’m Coco Nuts brzmi bardzo ciekawie! Marka Miya jest dla mnie nowością, ale przyznam, że zapowiada się bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńAno, marka młodziutka, ale dobrze rokuje jak na moje oko:)
UsuńMam ten różowy, ale z chęcią przygarnęłabym jeszcze żółty, albo wszystkie najlepiej, haha :D tylko zapas kremów mam konkretny :P
OdpowiedzUsuńKokosik to chyba wymitnie nie w Twoim zapachowym typie by był;)
UsuńA jak ten różowy? Otwierałaś? Ciekawa jestem czy będzie dla mnie ok.
*wybitnie ech
UsuńMoże jak faktycznie czuć w nim trochę ananas to by mi pasował? Ciężko stwierdzić... a róża jeszcze czeka, na razie mam otwarty inny :)
UsuńAno stwierdzić precyzyjnie stwierdzić takie rzeczy bo każdy jednak inaczej odczuwa zapachy, ale jak dla mnie nie jest to taki typy kokos. Kojarzy mi się on z pinacoladą:D Dla mnie jest świetny:)
UsuńA to szkoda. Myślałam, że pomożesz ocenić moje szanse na zadowolenie z tejże różyczki:D Bo z tym u mnie bywa różnie:)
*ciężko
UsuńCoś dzisiaj masło maślane:]
Kokos tropikalny mniam ale dlaczego mango z kremową nutą?:O
OdpowiedzUsuńKokos taka pinacolada:)
UsuńA co do mango to każdy nos może czuć inaczej, mój wyczuwa dodatek kremowej nutki:P
Czyli zepsuli go :P
Usuńciekawe produkty ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tych kremów, ale chętnie wypróbuję którąś wersję. Sporo dziewczyn je chwali, a i ceny są przyjemne ;)
OdpowiedzUsuńTo fakt, ceny zaskakująco niskie;)
Usuńnie znam, dosyć ciekawie wyglądają :)
OdpowiedzUsuńNigdy nie słyszałam o tych kosmetykach :)
OdpowiedzUsuńnie znam tej firmy, ciekawe opcje
OdpowiedzUsuńJa mam ochotę na wersję różową I Love Me. Po Twojej opinii widzę, że żółty byłby dla mnie super na lato.
OdpowiedzUsuńTeż jestem jej ciekawa jak wypadnie bo mi nie kazdy różany kosmetyk pasuje:) Hello Yellow powinien pasować niemal każdemu :)
Usuńmam wersję z olejkiem różanym ale przyznam się, że chętnie przygarnęłabym wszystkie wersje :D
OdpowiedzUsuńHehe:D pewnie dlatego, że takie kolorowe i pachnące:)
UsuńI oszczędzaj tu człowieku... Ja też w pierwszej kolejności używałabym kokosa i mango :). Kupię pewnie całą 4 ale teraz zrobiłam zapasy na LNE i nie mogę nic kupować bo utonę :D
OdpowiedzUsuńTeraz zachęcam się maseczką skin79 ��
One i tak świetne ceny mają bo za zwyczaj w cenie tych wszystkich miałam tylko jeden:) Hello Yellow i I'm Coco Nuts chyba takie najbardziej zachęcające :)
UsuńWidziałam tą Twoją wesołą gromadkę na insta:) teraz tylko leżeć i pachnieć:D
ja jesszcze nie znam tej marki kosmetyków ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tej marki, ale opakowania mają świetne! :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa też chętniej sięgam po produkty, które mają kolorowe opakowania. Mango i ja to również nieskończona miłość - o dziwo - nie lubię tego owocu, ale zapach kocham :D
OdpowiedzUsuńMi graficznie już się podobają, do tego cena genialna :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście !
OdpowiedzUsuńSame kolorowe opakowania już wołają "kup mnie" :)
Niestety nie miałam z nimi styczności, ale już niedługo :)
Opakowanie tak cudownie kolorowe, że to prawdziwe remedium na taką pogodę:) Ja bym chciała najbardziej ten z mango):
OdpowiedzUsuńZdecydowanie coś w tym jest:) Zwłaszcza gdy ktoś tak jak ja nienawidzi jesieni :D
UsuńJa też nie lubię jesieni, ale najgorsza jest dla mnie zima... brrrr,
UsuńLubię za to rozgrzewające wieczory z domowym spa;)
Taaak, zima najgorzej! Właśnie dzisiaj jak wracałam zaczął sypać śnieg:P
UsuńAle dobre spa nie jest złe ;)
Przyciągają wzrok, pierwszy raz je widzę.
OdpowiedzUsuńCiekawią mnie produkty tej marki
OdpowiedzUsuńMnie też przyciągają kolorowe opakowania :) Z tych dwóch, które opisywałaś, skusiłabym się na ten żółty o zapachu mango.
OdpowiedzUsuńTe dwa chyba najbardziej mnie interesują z całej oferty ale pierw muszę przebrnąć przez Origins i potem 75ml Clinique aby trafiły one do mnie ;). Ale zapisane zapamiętane, no i cóż lato w tubce kusi bo sama mam problemy z jesienią jak i zimą.
OdpowiedzUsuńOj nie chcesz wiedzieć ile mam kremów w zapasie:D Ale z tych właśnie te dwa najbardziej mnie skusiły na początek:)
UsuńPodoba mi się stylistyka opakowań. I kolorrryyyy <3
OdpowiedzUsuńPlażę i wakację też chcę! :D
Ja bym chciała plażę i wakacje cały rok:D
UsuńBardzo wakacyjne zdjęcia, aż zatęskniłam za wakacjami :).
OdpowiedzUsuńKusza mnie te produkty
OdpowiedzUsuńKusisz! Jeśli coś pachnie mango, to musi być moje :D
OdpowiedzUsuńJesteś moim niezastąpionym źródłem wiedzy o tym co i jak w kosmetykach :)) Produkty wydają się ok :))
OdpowiedzUsuńOj, dziękuję bardzo:)
UsuńAjjjj zapowiada się godnie bardzo, jestem ciekawa tych kosmetyków i marki :)
OdpowiedzUsuńKrem z olejkiem kokosowym najbardziej do mnie przemawia ;p chociaż mam chrapkę też na ten z masłem mango :D
OdpowiedzUsuńbardzo lubię przeróżne kremu więc z tymi też bym się pewnie polubiła:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na mini-zestawienie kalendarzy adwentowych z kosmetykami! :)
OdpowiedzUsuńMoja skóra i ja zdecydowanie potrzebujemy wakacji ;) Ja wprawdzie jestem z tych kobiet, które "pożerają" wzrokiem te czarne opakowania kosmetyków, ale jakoś te kolorki wyjątkowo mnie kręcą i tak pozytywnie nastrajają. Oj tak, zdecydowanie jestem zdecydowana wypróbować chociaż jeden z tych kremów :)
OdpowiedzUsuńSuper recenzja! Mnie bardo kuszą te kremiki i pewnie się zdecyduję ;).
OdpowiedzUsuń