Zawsze byłam fanką naturalnego opalania. Nigdy nie byłam na solarium i nigdy nie miałam typowego samoopalacza pomijając stopniowo opalający krem do
twarzy, którego używałam jakieś 10 lat temu. Został on jednak wycofany więc
nigdy więcej do niego nie wróciłam. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam o kropelkach
brązujących Bielendy pomyślałam, że czego to już oni nie wymyślą? Od razu
skwitowałam, że to może być dobre dla bladziochów, ale dla mnie niekoniecznie. Jednak
z biegiem czasu czytając którąś już pozytywną opinię na temat tego produktu nawet
ja poczułam się skuszona! W końcu taki produkt może pomóc w podtrzymaniu
opalenizny lub dodać trochę koloru jesienią i zimą;) W dodatku sama forma
podania tego kosmetyku zaczęła mnie mocno intrygować, a jak wiecie lubię to co nowe i nietypowe;)
Opis
producenta
Bielenda
Skin Clinic Profesional Argan Bronzer to preparat w formie koncentratu, przeznaczony
dla skóry szarej, zmęczonej, pozbawionej słonecznego blasku, o nierównym
kolorycie, a także dla skóry trudno opalającej się i wrażliwej na słońce.
Zawiera niezwykle efektywne połączenie składników brązujących i pielęgnujących,
dzięki czemu nie wysusza skóry, nawilża ją, a jednocześnie zapewnia promienną i
muśniętą słońcem skórę przez cały rok.
Specjalnie dobrana formuła arganowego koncentratu brązującego Argan Bronzer Skin Clinic Profesional Bielenda szybko się wchłania, daje efekt satynowego wykończenia, przy jednoczesnej subtelnej poprawie kolorytu cery już po pierwszej aplikacji. Efekt jest możliwy do wzmocnienia z każdym kolejnym zastosowaniem, co pozwala na dobór i kontrolowanie stopnia opalenizny w zależności od karnacji skóry i preferencji, ograniczając tym samym ryzyko powstawania zacieków, smug i plam. Unikatowa kombinacja składników aktywnych, takich jak roślinne komórki macierzyste z drzewa arganowego Phyto Cell Tec™ Argan oraz kwasu hialuronowego i betainy, przywraca skórze witalność, promienność i właściwy poziom nawilżenia, aktywnie odbudowuje i regeneruje naskórek, wygładza go i wzmacnia.
Specjalnie dobrana formuła arganowego koncentratu brązującego Argan Bronzer Skin Clinic Profesional Bielenda szybko się wchłania, daje efekt satynowego wykończenia, przy jednoczesnej subtelnej poprawie kolorytu cery już po pierwszej aplikacji. Efekt jest możliwy do wzmocnienia z każdym kolejnym zastosowaniem, co pozwala na dobór i kontrolowanie stopnia opalenizny w zależności od karnacji skóry i preferencji, ograniczając tym samym ryzyko powstawania zacieków, smug i plam. Unikatowa kombinacja składników aktywnych, takich jak roślinne komórki macierzyste z drzewa arganowego Phyto Cell Tec™ Argan oraz kwasu hialuronowego i betainy, przywraca skórze witalność, promienność i właściwy poziom nawilżenia, aktywnie odbudowuje i regeneruje naskórek, wygładza go i wzmacnia.
Moja
opinia
Opakowanie
Argan Bronzer otrzymujemy w zafoliowanym brązowym
kartoniku. Szata graficzna zdecydowanie nawiązuje do słonecznych klimatów więc
wszystko prezentuje się spójnie z przeznaczeniem;) Wewnątrz znajdziemy maleńką,
szklaną buteleczkę o pojemności 15ml, która wyposażona została w pipetę. Tak
więc opakowanie prezentuje się identycznie jak w przypadku olejku sebu
control. Na zużycie produktu mamy 4 miesiące od momentu otwarcia.
Konsystencja
i zapach
Produkt ma postać bardzo lekkiego olejku o
brązowawej barwie;) Konsystencja jest zdecydowanie lżejsza niż w przypadku
olejku sebu control, lekko wodnista. Mnie to bardzo odpowiada, ponieważ dobrze
współpracuje z kremem i natychmiast się wchłania. Na jednorazową aplikację trzeba jednak zużyć więcej niż
w przypadku wspomnianego olejku sebu control. Producent zaleca 2-3 krople, ale według mnie to za mało zwłaszcza, że produkt natychmiast wnika w skórę. Dlatego ja na twarz i szyję zużywam jakieś 8-9 kropel. Pewnie zapytacie czy pachnie jak samoopalacz? Prawdę mówiąc nigdy nie miałam typowego samoopalacza więc nie wiem.
Argan Bronzer po nałożeniu pachnie całkiem przyjemnie. Natomiast później co
jakiś czas pojawia się powiew delikatnej, lekko dziwnej woni. Być może właśnie
to jest owy samoopalaczowy smrodek. Nie jest to jednak nic intensywnego i nie
przyprawia mnie o ból głowy. Po prostu produkt subtelnie daje o sobie znać;)
Działanie
Jak już wspominałam nie należę do osób bladych.
Odcień mojej karnacji jest średni, ale w zdecydowanie ciepłej tonacji. Wiele
osób narzeka, że podkłady/pudry nawet w najjaśniejszych odcieniach są dla nich zbyt
ciemne. U mnie jest odwrotnie – rzadko kiedy odcień nie jest dla mnie zbyt
jasny przede wszystkim ze względu na ciepły odcień cery. Nie jestem więc w
stanie stwierdzić jak produkt sprawdziłby się w przypadku osób o bardzo jasnych
karnacjach. W pewnej mierze może to być zależne od stopnia podatności na opalanie jak i składniki zawarte w tego typu produktach. Moja skóra np. szybko reaguje na słońce i rzadko doznaje podrażnień. Wiem jednak, że istnieją osoby wyjątkowo oporne zarówno na działanie promieni słonecznych jak i tego typu wspomagaczy.
Koncentrat brązujący najlepiej stosować na noc po uprzednim demakijażu i oczyszczeniu twarzy. Można używać go solo lub wymieszać parę kropel z kremem. Ja najczęściej najpierw nakładam koncentrat, a następnie krem. Mieszanie koncentratu z kremem wydaje mi się bowiem bardziej problematyczne. Produkt łatwo się rozprowadza, nawet osoba niewprawiona sobie poradzi;) Wchłonięty produkt nie brudzi ubrań, ale rano po oczyszczeniu twarzy i przetarciu jej tonikiem nieraz pozostają żółtawe ślady na waciku. Po użyciu koncentratu skóra jest przyjemnie wygładzona tak jak po lekkim serum. Nie ma on jednak dużych właściwości pielęgnacyjnych, od tego mamy krem. Mojej skóry nie wysusza ani nie zapycha.
Pierwsze efekty w postaci skóry muśniętej słońcem zauważyłam już po pierwszym zastosowaniu. Pewnie dlatego, że moja skóra jest podatna na opalanie;) Pamiętam, że kiedy dawno temu używałam wspomnianego we wstępie kremu to przy codziennym stosowaniu przez kilka dni z rzędu uzyskiwałam naprawdę konkretną opaleniznę, jak po wakacjach życia i wcale nie żartuję;) Tutaj starałam się jednak nie przesadzać;) Choć gdy użyłam 4 dni z rzędu usłyszałam, że przegięłam;) Dlatego w moim przypadku optymalne jest zastosowanie kropelek 2 max 3 dni pod rząd lub z przerwami. Różnica jest wtedy u mnie już naprawdę widoczna, ale skóra nie wygląda sztucznie. Gdy nadużywam efekt zaczyna tracić na naturalności. Być może nie zauważyłabym efektu już po pierwszym zastosowaniu gdyby nie to, że nie nałożyłam produktu na skórę bezpośrednio nad i pod ustami i te miejsca już się odróżniały;) Później starałam się już nakładać dokładniej. Wraz z każdym kolejnym zastosowaniem efekt staje się bardziej widoczny. Sami możemy dopasować efekt stosując produkt z odpowiednią dla siebie częstotliwością czyli niekoniecznie codziennie. Odcień opalenizny, który zapewnia Argan Bronzer w moim przypadku jest ciepły i lekko złocisty czyli taki jaki osiągam podczas naturalnego opalania się. Opalenizna zanika równomiernie bez plam, a szybkość tego procesu jest zależna od tego jak często używaliśmy produktu.
Koncentrat brązujący najlepiej stosować na noc po uprzednim demakijażu i oczyszczeniu twarzy. Można używać go solo lub wymieszać parę kropel z kremem. Ja najczęściej najpierw nakładam koncentrat, a następnie krem. Mieszanie koncentratu z kremem wydaje mi się bowiem bardziej problematyczne. Produkt łatwo się rozprowadza, nawet osoba niewprawiona sobie poradzi;) Wchłonięty produkt nie brudzi ubrań, ale rano po oczyszczeniu twarzy i przetarciu jej tonikiem nieraz pozostają żółtawe ślady na waciku. Po użyciu koncentratu skóra jest przyjemnie wygładzona tak jak po lekkim serum. Nie ma on jednak dużych właściwości pielęgnacyjnych, od tego mamy krem. Mojej skóry nie wysusza ani nie zapycha.
Pierwsze efekty w postaci skóry muśniętej słońcem zauważyłam już po pierwszym zastosowaniu. Pewnie dlatego, że moja skóra jest podatna na opalanie;) Pamiętam, że kiedy dawno temu używałam wspomnianego we wstępie kremu to przy codziennym stosowaniu przez kilka dni z rzędu uzyskiwałam naprawdę konkretną opaleniznę, jak po wakacjach życia i wcale nie żartuję;) Tutaj starałam się jednak nie przesadzać;) Choć gdy użyłam 4 dni z rzędu usłyszałam, że przegięłam;) Dlatego w moim przypadku optymalne jest zastosowanie kropelek 2 max 3 dni pod rząd lub z przerwami. Różnica jest wtedy u mnie już naprawdę widoczna, ale skóra nie wygląda sztucznie. Gdy nadużywam efekt zaczyna tracić na naturalności. Być może nie zauważyłabym efektu już po pierwszym zastosowaniu gdyby nie to, że nie nałożyłam produktu na skórę bezpośrednio nad i pod ustami i te miejsca już się odróżniały;) Później starałam się już nakładać dokładniej. Wraz z każdym kolejnym zastosowaniem efekt staje się bardziej widoczny. Sami możemy dopasować efekt stosując produkt z odpowiednią dla siebie częstotliwością czyli niekoniecznie codziennie. Odcień opalenizny, który zapewnia Argan Bronzer w moim przypadku jest ciepły i lekko złocisty czyli taki jaki osiągam podczas naturalnego opalania się. Opalenizna zanika równomiernie bez plam, a szybkość tego procesu jest zależna od tego jak często używaliśmy produktu.
Podsumowując jestem zadowolona z Argan Bronzera,
ponieważ jest produktem lekkim i łatwym w obsłudze. Nie ma się czego obawiać.
Ważne jedynie żeby dokładnie go rozprowadzić po całej twarzy i szyi. Przy skórze podatnej na opalanie warto też dopasować częstotliwość stosowania;) Możliwe jednak, że karnacje jasne dłużej będą musiały poczekać na efekty. Ja na pewno
jeszcze nieraz sięgnę po ten koncentrat jesienią i zimą.
Koszt produktu w cenie regularnej wynosi 24,99zł. Często można go dorwać w promocjach. Myślę, że potencjalnie może też stanowić tańszą alternatywę dla kropelek brązujących Clarins.
Koszt produktu w cenie regularnej wynosi 24,99zł. Często można go dorwać w promocjach. Myślę, że potencjalnie może też stanowić tańszą alternatywę dla kropelek brązujących Clarins.
Znacie
Argan Bronzer? Lubicie efekt skóry muśniętej słońcem? A może znacie coś innego?
Ale fajnie, że się sprawdza :) To jednak nie dla mnie, ja przez cały rok jestem bladziochem i w ogóle się nie opalam. Poza tym, mam na twarzy miejsca, których nie mogłabym nim smarować i wyglądałabym jak krówka, cała w łaty :) Ostatnio te sera Bielendy robią furorę.
OdpowiedzUsuńNo on jest w sumie po to żeby już nie trzeba było się opalać, ale generalnie rozumiem:) Ja blada jestem jak źle się czuję i niestety wyglądam wtedy jak trup bo z bladością jakoś mi nie do twarzy:D A z drugiej strony też nie sądziłam, że użyję takiego produktu;) A jednak:D
UsuńPrzymierzałam się do jego zakupu, ale ostatecznie odłożyłam, bo nie wiedziałam czy warto. Po Twojej opinii wiem, że przy najbliższej okazji po niego sięgnę. :)
OdpowiedzUsuńZe swojej strony polecam:D radzę sobie z nim mimo, że wprawy nie mam:D muszę tylko pamiętać by nie stosować zbyt często pod rząd bo wtedy efekt trochę traci na naturalności ;)
UsuńCiekawy produkt, być może się na niego skuszę :). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń+ Proszę o klikanie w linki ubrań w najnowszym poście: lublins.blogspot.com
Nie mogę się nadziwić jakie wspaniałości ostatnio wynyśla Bielenda. Szkoda, że nie mam ich kosmetyków na wyciągnięcie ręki :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Oj szkoda. W razie czego mogę pomóc w zakupach, choć nie wiem czy byłoby to opłacalne biorąc pod uwagę koszty wysyłki:/
UsuńDla mnie trochę zbędny :)
OdpowiedzUsuńpierwszy raz go widzę :)
OdpowiedzUsuńNigdy o nim nie słyszałam;) Na tą porę roku jest dla mnie zbędny;)
OdpowiedzUsuńDla mnie znowu odwrotnie bo latem mogę złapać trochę słońca w naturalny sposób, a jesienią i zimą wręcz przeciwnie i na tę porę jest dla mnie w sam raz:)
UsuńNie słyszałam o nim ,ale uważam, że to fajny produkt na teraz. Ja podobnie jak ty nigdy nie byłam na solarium i nie używałam samoopalaczy. Jednak nie wiem czy bym sobie poradziła i nie pozostawiała jakichś brzydkich plam.
OdpowiedzUsuńWłaśnie też uważam, że w sam raz na chłodniejsze dni by podtrzymać letnią opaleniznę lub po prostu dodać sobie trochę koloru:D Też miałam wątpliwości czy sobie poradzę, ale daję radę :D ważne by dobrze pokryć skórę blisko ust;)
UsuńTeż go polubiłam, a efekty są widoczne :) I odpowiada mi jego zapach ;)
OdpowiedzUsuńZapach jest całkiem spoko, choć co jakiś czas przebija mi przez niego jakaś bliżej nieokreślona woń:D na szczęście leciutka :)
UsuńRaczej nie stosuję takich produktów. Jestem bladziochem nawet w lato i się do tego przyzwyczaiłam :).
OdpowiedzUsuńTeż nigdy nie stosowałam, ale zaczęłam i nie żałuje :D
UsuńWszystko jest jednak kwestią potrzeb. Jeśli nie potrzebujesz to nie ma co się zmuszać;) ja np jak jestem chora i robię się blada wyglądam jak trup więc cieszę się, że z natury nie jestem bladziochem bo byłoby marnie:D niektórym jednak z jasną cerą do twarzy ;)
Głośno ostatnio o tej Bielendzie ;) a jakoś do twarzy bym nie chciała takich produktów brązujących stosować, bo bym się bała, że będę miała jakieś plamy czy coś :P
OdpowiedzUsuńPS. Zapraszam do mnie na rozdanie!
Ja znowu bardziej jestem skłonna używać czegoś takiego do twarzy niż do ciała bo do ciała to nie wiem czy to by mi się udało rozsmarować po ludzku etc. Ciało to już jednak większa powierzchnia więc łatwiej przeoczyć:D
Usuńświetny post! bardzo pomocny :)
OdpowiedzUsuńod dawna myślę nad tym olejkiem i się nie mogłam zdecydować, Widzę jednak, że to produkt dla mnie, Będzie idealny na zimę!
Miałam nadzieję, że będzie pomocny chociaż wiem, że nieraz przeginam z ilością szczegółów:D Ale z drugiej str lubię wyczerpać temat całkowicie hihi
UsuńCo do samego produktu też miałam wątpliwości bo raczej takie kosmetyki omijałam, ale widzę, że czasem warto spróbować czegoś nowego :)
Lubię Bielende, nawet cena fajna! :-)
OdpowiedzUsuńBędzie idealny na obecną porę jak i zimę gdy bardzo brakuje słoneczka a chcemy złapać troszkę kolorku. Zakupię go chętnie bo kolorek z buzi powoli już schodzi. :)
OdpowiedzUsuńDokładnie, w sam raz na tą porę gdy już słońca jak na lekarstwo :(
UsuńJa należę do osób wyjątkowo opornych - jak to nazwałaś - i chyba nigdy w życiu nie byłam opalona. Takich kosmetyków unikam, szczerze mówiąc trochę się ich boję i wątpię żebym z któregoś skorzystała.. :-)
OdpowiedzUsuńNo właśnie niektóre osoby są wyjątkowo oporne zarówno na działanie słońca jak i tego typu kosmetyków;) Ciężko im złapać choć subtelną opaleniznę. A niektórzy to już w ogóle prędzej się poparzą niż opalą... U mnie znowu te procesy przebiegają szybko, choć zauważyłam, że jednak z wiekiem trochę wolniej niż za czasów nastoletnich;) Jednak tak czy owak do bladych nie należę...
Usuńlubię delikatnie opaloną cerę choć twarz mogłaby być bledsza u mnie :) ja bardzo lubię kropelki samoopalające Clarins :)
OdpowiedzUsuńMnie tam się Twój koloryt podoba:) właśnie pamiętam recenzję tamtych kropelek u Ciebie:) Myślę, że Bielenda może być ich tańszym odpowiednikiem. Zwłaszcza jak się nie ma przekonania czy taki produkt w ogóle nam przypadnie do gustu :)
UsuńJa się właściwie nie opalam, więc to rzecz nie dla mnie, nawet nie lubię takiego efektu ;) ale jeśli ktoś jest jego zwolennikiem, to czemu nie, właśnie też tak pomyślałam, że to ciekawa apternatywa dla Clarinsa. Mimo, że produkt nie dla mnie, to plus dla bielendy, że stworzyła coś w ten deseń ale tańszego ;)
OdpowiedzUsuńNo Ciebie sobie z nim nie wyobraziłam, choć siebie w sumie też długo nie, ale teraz wiem, że dla mnie w sam raz:D W ogóle gdzieś czytałam, że u niektórych osób o bardzo jasnej cerze praktycznie prawie nie działa. Ale to tak jak ze słońcem. Niektórzy choćby się skichali to i tak się nie opalą albo prędzej poparzą niż opalą;)
UsuńCo do Clarinsa też tak uważam. Nie mając przekonania czy tego typu produkt mi się spodoba wolę spróbować tańszego;) A pózniej nic nie stoi na przeszkodzie żeby spróbować innego i sprawdzić czy czymś się różnią;)
Ja generalnie Clarinsa bardzo lubię jako markę;)
Mnie się właśnie bardzo ciężko opalić ;) a z clarinsa nic jeszcze nie miałam, ale np ta paletka do brwi mi się podoba ;)
UsuńU mnie w rodzinie to się zawsze tata latem odznacza swą bladością:D Nigdy się nie opali tak ładnie, za to jest bardzo podatny na podrażnienia posłoneczne. Nawet jak kosi trawnik to potem wraca z czerwonym karkiem, a jak jest nad morzem to zaraz sobie stopy popatrzy mimo stosowania filtrów.
UsuńPaletki do brwi chyba nie kojarzę, to coś nowego? Nie jestem na czasie:D ja z Clarinsa do brwi miałam kiedyś kredkę fajną, a tak to głównie kolorówkę do ust, balsamy do ust w tym ten słynny w niebieskiej tubce bardzo fajny (miałam 3 razy, ale cena jak na moje zużyciowe możliwości wychodzi średnio, kiedyś był 2x tańszy). No i co tam jeszcze tusz, ale akurat niezbyt dobry. Mam też taką bazo-maskę;) A no i z pielęgnacji serie Daily Energizer do twarzy.
Ja niby do "czerwienienia się" też nie mam tendencji, jak już się poparzę, to mam rany... nie wiem, dziwne to :D R niby dziś może będzie w DM, dałam mu ta listę Twoją, ale nie wiem na ile on to ogarnie :/ musiałabym sama pojechać, a teraz nie mam jak :( a to do brwi to stare chyba :)
UsuńZnalazł damskie żele do golenia (grejpfrut i jagoda) i jedno kuchenne mydło, więcej nic nie było ;)
UsuńSzaleństwo:D
UsuńNo przykro mi, tak tam bywa ;) tak za okolo 20zł chyba te zakupy wyszły. Swoją drogą, to los zdecydował za mnie, chyba właśnie wygrałam te kropelki z zestawem u Elle ;) będziemy probowały z mamą, ona takie rzeczy znowu lubi :)
UsuńNo jak wzięłaś udział to nie do końca los bo to znaczy, że jednak na nagrody miałaś chęć:) Wiem, w DM nigdy nie ma wszystkiego :)
UsuńTeż mnie ten DM wkurza, chciałam płyn do płukania i nie było... a co do nagrody - miałam ;) zwłaszcza, że to cały zestawik był :D a kropelki wyprobuję na szyi, ją mam jeszcze duuuuużo jaśniejszą niż twarz :( ciekawe czy zadziała, skoro pisałaś, że z bladziochami może być różnie...
UsuńA na szczęście na niedobór kosmetyków nie cierpię;)
UsuńMoja szafki to się chyba nawet ucieszą;D Pamiętam moją pierwszą paczkę z DM kiedy nakupiłam jak głupia;) No czytałam parę opinii, że u niektórych nic się nie ruszyło, ale to moim zdaniem też zależy od człowieka. Jak na Ciebie nie zadziała to może na mamę. Czytałam gdzieś też, że jak ktoś ma średnią/ciemnejszą karnację to może w ogóle nie odczuć różnicy i z tym bym się nie zgodziła bo u siebie widziałam pierwsze efekty już po 1 razie. Po 2-3 jest wystarczająco i już naprawdę zauważalnie, a 4 pod rząd to już za dużo:D Wydaje mi się tylko, że u Ciebie może kolor wyjść za ciepły, ale to już sobie sama zobaczysz;)
dzięki za info :) jak coś to dam mamie, ona ma typowo ciepłą urodę ;) też na niedobory nie cierpię, z kosmetyków wzięłam tylko leśny płyn/olejek do kąpieli, ciekawe jaki będzie zapach ;)
UsuńAnka miała kiedyś jakąś płynną sól do kąpieli, chyba eukaliptusową;) Sama ich płynów nie miałam, ale Balea najczęściej ma fajne zapaszki;)
UsuńCiekawy produkt, może trochę obawiałabym się aplikacji by nie zrobić sobie plam, ale to obawy bladolicej :)
OdpowiedzUsuńU mnie plam nie ma, jedyne zagrożenie, że gdzieś nie dosmaruję;)
Usuńnie dla mnie taki produkt
OdpowiedzUsuńPierwszy raz widzę ten produkt, ale w sumie nie używam takich kosmetyków :) Na mojej jasnej karnacji bardzo łatwo zrobić sobie nieestetyczne plamy.
OdpowiedzUsuńZ tego co pamiętam Ty bardziej do ciała stosujesz:) to jak tam dajesz radę, z twarzą też byś nie miała problemów :)
UsuńBałabym się, że narobię sobie plam :P
OdpowiedzUsuńTeż się trochę bałam, ale jakoś nie ma problemów:)
UsuńCiekawy produkt :-) Właściwie w okresie zimowym samoopalaczy nie stosuję ale chętnie wypróbuję ten koncentrat na wiosnę ;-)
OdpowiedzUsuńLubię swoją 'bladość', dlatego nie sięgnę na razie po ten produkt. Może kiedyś zapragnę przyciemnionego lica - skieruję wtedy swoje kroki ku temu produktowi ;)
OdpowiedzUsuńznam jedynie z blogów.:)
OdpowiedzUsuńNie znam, ale nie wiem czy chcę znać.... ;)
OdpowiedzUsuńLubię efekt muśnięcia słońcem, ale wyłącznie latem ;)
OdpowiedzUsuńChyba go wypróbuję. Po mojej letniej opaleniznie śladu juz nie ma, taki efekt jest więc jak najbardziej pożądany.
OdpowiedzUsuńNo niestety ani lato ani letnia opalenizna nie trwają wiecznie;)
Usuńbardzo rzetelna opinia :)
OdpowiedzUsuńJak najbardziej chętnie bym wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńMi by się przydały takie kropelki do opalania szyi i dekoltu zimą:)
OdpowiedzUsuńNo każdemu według potrzeb:)
UsuńOjoj idealny dla mnie na zimę, olejek z "broznerem", ;)
OdpowiedzUsuńHm.... ciekawe rozwiązanie :):)
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego, ale jakoś nie przepadam za tego typu kosmetykami. Samoopalaczy to już w ogóle nie lubię i nie używałam nigdy. Nie mam ciemnej ani jasnej cery, mam duży problem z dobraniem koloru podkładu, bo jest albo za jasny, albo za ciemny.
OdpowiedzUsuńnie używam produktów brązujących
OdpowiedzUsuńwydaje się być idealny dla mojej bladej cery, bo o ile jasna karnacja na ciele mi nie przeszkadza, to na twarzy denerwuje, bo muszę używać bardzo jasnych podkładów, które i tak wyglądają na mnie troszkę ciemno
OdpowiedzUsuńsłyszałam dużo dobrego o tym produkcie, pomyślę nad zakupem:)
OdpowiedzUsuńhehehe na początku myślałam że to olejek do demakijażu a tu taki klops - bronzer :D rzeczywiście zaskakujący :D
OdpowiedzUsuńhehe trochę by był mały jak na demakijaż i taki hmm brudny:D:D
UsuńOj, chyba to nie produkt dla mnie ;) Kompletnie nie umiem nakładać rzeczy bronznujących na skórę, zawsze narobię sobie plam - nawet jak aplikacja miała być łatwa i przyjemna, bezproblemowa itd. ;)
OdpowiedzUsuńLooks like a really interesting product!
OdpowiedzUsuńwww.dodolce.com
Pokochalam ich brazujace maselko do ciala, wiec i ten produkt z pewnoscia kiedys wyprobuje - rowniez unikam solarium i ogolnie slonca ;)
OdpowiedzUsuńOstatnio go kupiłam na promocji w Naturze ale tak się zastanawiam czy go otwierać bo w sumie po opaleniźnie u mnie już prawie śladu nie ma więc trochę dziwnie bym chyba wyglądała z "opaloną" twarzą :)
OdpowiedzUsuńa to też zależy jak intensywnie będziesz użytkować no i zimą to już nie odsłaniamy za dużo ciałka:D ale najlepiej otworzyć wg własnego uznania bo na zużycie są 4 miesiące tylko;)
UsuńOd dawna się czaję na ten produkt, ale niestety nigdzie go znaleźć nie mogę ;/
OdpowiedzUsuńO to dziwne, ja widziałam w Ross i Super Pharm.
UsuńLubię Bielendę, raczej nigdy się na niej nie zawiodłam, a tego cuda nie widziałam jeszcze :) Chyba się skuszę na niego w najbliższym czasie.
OdpowiedzUsuńMuszę go w końcu dorwać ;)
OdpowiedzUsuńJak długo utrzymuje się efekt?
OdpowiedzUsuń