W przypadku kosmetyków do
makijażu bardzo sobie cenię produkty w formacie mini. Po pierwsze nie zajmują one wiele (tak cennego!) miejsca w
kosmetyczce. Po drugie sprawiają, że
nie mam poczucia marnotrawstwa gdyż im mniejszy produkt tym większe szanse na
wykorzystanie go niemalże w całości bo jak już wiele razy wspominałam kolorówka
jest bardzo wydajna, a producenci trochę przesadzają z gramaturą;) Po trzecie są zwyczajnie ładne i
praktyczne;) Niejednokrotnie mam chęć na jakiś produkt, ale niekoniecznie czuję
potrzebę posiadania pełnowymiarowego opakowania gdyż np. będzie to już któryś z
kolei róż do kolekcji i jestem pewna, że do końca życia nie uda mi się go
zużyć. Wtedy właśnie z odsieczą mogą przyjść miniaturki:) Na ogół nie pisze się
o miniaturkach, ale myślę, że z w/w przyczyn ta zasada nie dotyczy kolorówki.
Dlatego dziś napiszę kilka słów na temat słynnego różu NARS Orgasm oraz żelowych
kredek do powiek Marc Jacobs. Oba te produkty dostałam w prezencie urodzinowym
od Ines.
NARS
Orgasm róż do policzków
„Róż
do policzków NARS, ikoniczny i będący punktem odniesienia dla tego typu
produktów, perfekcyjnie wtapia się w skórę i pokrywa policzki kolorem o
modulowanej intensywności”.
Róż
NARS Orgasm został umieszczony w czarnym, matowym,
jakby gumowym opakowaniu z lusterkiem. Pełnowymiarowe opakowanie zawiera 4,8g
różu, a moja wersja mini 3,5g czyli całkiem sporo zważywszy, że to jedynie
miniaturka. Róż jest ważny 24 miesiące od momentu otwarcia. Pełnowymiarowego
różu w tym przypadku raczej bym nie kupiła, ponieważ jestem sroką i jego
opakowanie jest nieco zbyt zwyczajne żeby zachęcić mnie do wydania na niego
pieniędzy, ale bardzo cieszę się z racji posiadania wersji mini:)
Z marką NARS było u mnie tak, że od paru lat
widywałam ją na blogach, ale mogła dla mnie nie istnieć. Dlaczego? Z prostego
powodu: nie była łatwo dostępna w Polsce, a ja nie miałam ochoty zamawiać
kolorówki w ciemno bez uprzednich oględzin w perfumerii;) Wolałam więc postawić
na lepiej dostępne i również godne uwagi marki, które mogłam bez problemu
obadać przed ewentualnym zakupem. Co oczywiście nie znaczy, że nie zdarza mi
się ściągnąć czegoś specjalnie z zagranicy bo bywa i tak, ale tylko wtedy gdy
mocno czegoś chcę;)
Latem ubiegłego roku świat oszalał – NARS miał wkroczyć Polski! O mój Boże, Boże - pisały blogerki!:D
Niektóre z nich nerwowo odświeżały stronę Sephory w nadziei, że już po północy
ich oczom ukażą się Narsowe cukierasy gdyż premiera zapowiadana była na 16.08,
czyli tuż po dniu wolnym od pracy;) Ja od razu wiedziałam, że Sephora na pewno nie
uzupełni swojej oferty o markę Nars zaraz po północy więc miałam lekką polewkę
ze wszystkich nerwowo oczekujących;) I tak się też stało – Sephora potrzymała
trochę żądny wrażeń lud w napięciu;) Gdy produkty już się pojawiły, przejrzałam
bez emocji i nic nie kupiłam. Wiadomo było bowiem, że od września marka będzie
dostępna również w perfumerii w łódzkiej Manufakturze. Gdy już była dostępna
też szczególnie nie spieszyłam z wizytą.
Pewnego dnia online pojawiła się oferta specjalna polegająca na tym, że przy zakupach za określoną kwotę klient otrzymywał zestaw miniaturek Nars. Uznałam wtedy, że jest to idealny moment by pozyskać słynny róż Orgasm, ale nie byłam do końca przekonana gdyż reszta miniaturek wydawała mi się niekoniecznie potrzebna, a i pomysłu na wymagany zakup trochę brakowało;) W końcu wymyśliłam co mogłabym kupić, ale po dodaniu kodu do koszyka okazało się, że zestaw miniaturek nie jest już dostępny. Musiałam więc obejść się smakiem choć szczególnie się tym nie przejęłam;)
Po jakimś czasie mimowolnie wstąpiłam do perfumerii lustrując Narsowy przybytek i po wymacaniu różu stwierdziłam, że może i lepiej bo jego kolor jest jakiś dziwny i nie do końca sobie go wyobrażałam na twarzy;)
Los jednak sprawił, że niedługo później dostałam mini Orgasm w prezencie i… przepadłam! Przy pierwszym zastosowaniu nakładałam go bardzo powoli i oszczędnie cackając się przy tym niesamowicie;) Wszystko dlatego, że lekko przerażała mnie ilość złotego shimmera zawarta w tym brzoskwiniowym różu;) Obawiałam się, że uzyskam efekt „błyszczącej szyneczki” albo tandetnej lali;) Okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny, ponieważ z tym różem pracuje się bardzo dobrze i ciężko zrobić sobie nim krzywdę. Zależnie od nałożonej ilości można więc uzyskać lekki połysk, subtelny rumieniec z połyskiem lub całkiem wyrazisty kolor:) Ja z reguły preferuję opcję złotego środka, czyli widoczny acz nie dający za mocno po oczach rumieniec. Odcień okazał się być dla mnie bardzo twarzowy zapewne z uwagi na brzoskwiniowy odcień i złocistą poświatą, która wyjątkowo ładnie komponuje się z moją cieplą cerą. Mogę więc napisać – tak, rozumiem fenomen tego różu. Nie bez kozery znalazł się wśród makijażowych ulubieńców roku. Złocista poświata ma jeszcze taką zaletę, że bardzo ładnie rozświetla twarz więc jeśli bardzo się spieszę mogę już zrezygnować z rozświetlacza. Choć z racji mojego zamiłowania do tego typu produktów nieczęsto się to zdarza. Róż jest bardzo wydajny. Po ponad dwóch miesiącach widzę jedynie subtelne „zadrapania” na jego powierzchni;) Trwałość jest bez zarzutów. Róż nie ściera się i nie robi mi żadnych psikusów;) Polecam!
Jakiś czas temu marka Wibo silnie zainspirowała się tym różem wypuszczając Ecstasy Blusher, ale osobiście nie jestem fanką aż tak perfidnego zżynania z innych marek. Szkoda, że wolą kopiować innych zamiast zaskoczyć własnym innowacyjnym pomysłem. Czy pod powiedzeniem „Polak potrafi” zawsze musi kryć się cwaniactwo?;)
Pewnego dnia online pojawiła się oferta specjalna polegająca na tym, że przy zakupach za określoną kwotę klient otrzymywał zestaw miniaturek Nars. Uznałam wtedy, że jest to idealny moment by pozyskać słynny róż Orgasm, ale nie byłam do końca przekonana gdyż reszta miniaturek wydawała mi się niekoniecznie potrzebna, a i pomysłu na wymagany zakup trochę brakowało;) W końcu wymyśliłam co mogłabym kupić, ale po dodaniu kodu do koszyka okazało się, że zestaw miniaturek nie jest już dostępny. Musiałam więc obejść się smakiem choć szczególnie się tym nie przejęłam;)
Po jakimś czasie mimowolnie wstąpiłam do perfumerii lustrując Narsowy przybytek i po wymacaniu różu stwierdziłam, że może i lepiej bo jego kolor jest jakiś dziwny i nie do końca sobie go wyobrażałam na twarzy;)
Los jednak sprawił, że niedługo później dostałam mini Orgasm w prezencie i… przepadłam! Przy pierwszym zastosowaniu nakładałam go bardzo powoli i oszczędnie cackając się przy tym niesamowicie;) Wszystko dlatego, że lekko przerażała mnie ilość złotego shimmera zawarta w tym brzoskwiniowym różu;) Obawiałam się, że uzyskam efekt „błyszczącej szyneczki” albo tandetnej lali;) Okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny, ponieważ z tym różem pracuje się bardzo dobrze i ciężko zrobić sobie nim krzywdę. Zależnie od nałożonej ilości można więc uzyskać lekki połysk, subtelny rumieniec z połyskiem lub całkiem wyrazisty kolor:) Ja z reguły preferuję opcję złotego środka, czyli widoczny acz nie dający za mocno po oczach rumieniec. Odcień okazał się być dla mnie bardzo twarzowy zapewne z uwagi na brzoskwiniowy odcień i złocistą poświatą, która wyjątkowo ładnie komponuje się z moją cieplą cerą. Mogę więc napisać – tak, rozumiem fenomen tego różu. Nie bez kozery znalazł się wśród makijażowych ulubieńców roku. Złocista poświata ma jeszcze taką zaletę, że bardzo ładnie rozświetla twarz więc jeśli bardzo się spieszę mogę już zrezygnować z rozświetlacza. Choć z racji mojego zamiłowania do tego typu produktów nieczęsto się to zdarza. Róż jest bardzo wydajny. Po ponad dwóch miesiącach widzę jedynie subtelne „zadrapania” na jego powierzchni;) Trwałość jest bez zarzutów. Róż nie ściera się i nie robi mi żadnych psikusów;) Polecam!
Jakiś czas temu marka Wibo silnie zainspirowała się tym różem wypuszczając Ecstasy Blusher, ale osobiście nie jestem fanką aż tak perfidnego zżynania z innych marek. Szkoda, że wolą kopiować innych zamiast zaskoczyć własnym innowacyjnym pomysłem. Czy pod powiedzeniem „Polak potrafi” zawsze musi kryć się cwaniactwo?;)
Marc
Jacobs The High Life zestaw 3 mini żelowych kredek do powiek Highliner
„Odkryj
mini kredki, które możesz mieć zawsze przy sobie, aby podkreślić spojrzenie”.
Kiedy wśród prezentów od Ines ujrzałam zestaw żelowych kredek do
powiek Marc Jacobs od razu się ucieszyłam gdyż miałam już Highliner w odcieniu (Stone)fox
więc wiedziałam, że korzystanie z tych kredek to czysta poezja i przyjemność. W zestawie znajdują się trzy mini
kredki w odcieniach: Blackquer (czerń),
Sunset (złoto), Ro(cocoa) (błyszczący brąz). Recenzowałam już kiedyś kredkę w
odcieniu (Stone)fox – KLIK, dodam więc tylko, że odcienie z
tego zestawu spisują się równie rewelacyjnie. Są niesamowicie komfortowe w
aplikacji, a ich trwałość jest nie do zdarcia. Nie ma mowy żeby zniknęły bez
użycia produktu do demakijażu (nawet z ręki). Marc Jacobs to kredki, po które
sięgam najczęściej w swoim makijażu. Blackquer oraz Ro(cocoa) nadają się do
stosowania zarówno na górną i dolną powiekę, natomiast złocisty Sunset z racji
tego, że jest jaśniejszy lepiej komponuje się na górnej powiece lub w
połączeniu z cieniami. Jeśli lubicie kredki do powiek (bo wiem, że nie każdy używa)
to zdecydowanie polecam zarówno ten zestaw, który zawiera bardzo uniwersalne
odcienie, jak i kredki pełnowymiarowe wśród, których znajdziecie również
bardziej szalone kolory:)
Znacie
róż Nars Orgasm albo żelowe kredki Marc Jacobs? Jakie kosmetyki tych marek
polecacie?
Piękny róż. Wszystkie produkty kolorowe po za podkładami tez wolałabym miec w mini wersjach
OdpowiedzUsuńJa mam podobnie jak Żaneta ;)
UsuńJa mam tak jak Wy, z wyjątkiem tego, że podkłady to już w szczególności wolałabym mieć mini:D
UsuńI ja też się do Was dołączam w tej kwestii. Niektórych produktów nie sposób zużyć przed końcem ważności ( chociaż podobno mówią, że kolorówkę się używa a nie zużywa )..
UsuńWersje mini kolorówki chętnie widzę u siebie, nie maluję się non stop i często wyrzucam kosmetyki do malowania.
OdpowiedzUsuńJa mimo regularnego korzystania z kolorówki często widzę niewielkie postępy w zużyciu więc wolałabym niemal wszystko mini!:D
UsuńKredki mnie zaciekawiły, czekam na swatche.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie zrobiłam swatchy, a póki co jestem chora;) ale to juz nie pierwsze moje kredki MJ i mogę Cię zapewnić, że są świetne.
UsuńNie znam nic niestety, te kredki mi się podobają, ale rzadko takowych używam, a róż - chyba to nie moja bajka :) ale generalnie miniaturki też czasem lubię (choć nie w każdym przypadku), szczególnie jeśli są one produktu rzadziej używanego, np czerwonej szminki ;)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie całą kolorówkę możnaby zastąpić miniaturkami. Pewnie miałabym jej wtedy jeszcze więcej, ale przynajmniej byłby jeszcze większy wybór:P
UsuńMnie róż tak na ręce czy palcu bardzo zdziwił jak go pierwszy raz oglądałam i aż byłam w szoku, że coś takiego chwalą;) Ale to trzeba nałożyć na twarz i już wiadomo o co chodzi ;)
Uwielbiam makijażowe miniaturki, ale są zawsze takie słodziakowe, że szkoda mi ich używać :D
OdpowiedzUsuńNo co Ty!:D
UsuńNo serio! :D
UsuńTrochę Nars przesadził z tą nazwą ;-) Przyznać jednak muszę że ten odcień jest cudowny!
OdpowiedzUsuńInne ma też nie lepsze:D
UsuńBardzo lubię takie wpisy:).
OdpowiedzUsuńMnie się bardzo fajnie pisało post z podsumowaniem testu miniatur i próbek, więc sądzę, że jeszcze w tym miesiącu uda mi się opublikować coś podobnego;).
Żelowe kredki od MJ dokładnie ,,zlustrowałam" w perfumerii i bardzo mi się spodobały. Szczerze mówiąc, wolałabym zestaw miniaturek niż pełnowymiarowe kredki, bo zdążyłoby się je zużyć przed upływem daty przydatności.
Właśnie sprawdziłam te kredki na stronie Sephory i jest dostępny zestaw miniatur:). Chyba szykuje się zakup:).
UsuńTak, ten zestawik jest w miarę stale dostępny w Sephorze:) Szkoda, że nie ma z jeszcze z innymi miksami kolorów:)
UsuńNie miałam okazji testować kosmetyków Nars, ale róż bardzo rzadko używam ;) A z M.J. używałam jedynie zapachy i balsamy :)
OdpowiedzUsuńJa z kolei jeszcze żadnego zapachu MJ nie miałam, choć parę razy się przymierzałam:)
UsuńRóż NARS mam, ale przyznam, że nigdy nie został moim ulubieńcem. Wolę jego bliską siostrę, czyli Hot Mamę z theBalm :)
OdpowiedzUsuńTeż nad nią myślałam, ale jakoś jej do tej pory nie mam:)
UsuńMnie do Narsa nie ciągnie. Póki co ogólnie do róży się przekonuję.
OdpowiedzUsuńCiagnie mnie oj ciągnie :D
OdpowiedzUsuńPodobają mi się odcienie tych kredek do oczu. Z opisu są bardzo kuszące!
OdpowiedzUsuńtaka miniature rozu chetnie bym przygarnela :)
OdpowiedzUsuńja w ogole nie mialabym nic przeciwko, zeby roze i rozswietlacze mialy generalnie polowe mniejsza pojemnosc, latwiej byloby je zuzyc :)
Dokładnie!
UsuńRóż chodzi już za mną od długiego czasu, jednak muszę wykończyć swoje produkty bo trochę ich mam :D Kredek do oczu nie znam ale mają ciekawe odcienie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
Mnie się to chyba nigdy nie uda:D
UsuńBłyszcząca szyneczka najlepsza :D
OdpowiedzUsuńSuper pigmentacja, kredeczki prześliczne, lubię takie maleństwa <3
OdpowiedzUsuńTen róż jest cudowny :)
OdpowiedzUsuńRóż jest zachwycający. Ostatnio upatrzyłam sobie podkład tej marki, ale musze poczekać, bo poczyniłam sobie pustki w portfelu;)
OdpowiedzUsuńPodkład coś gdzieś czytałam, że niedobry..
UsuńMyślę nad tym rożem:D
OdpowiedzUsuńJa dlatego przestałam kupować produkty Wibo,a bardzo lubiłam tę markę. Ale odkąd ich szafa zaczęła zapełniać się jak to nazwałaś ładnie - perfidnymi podróbkami znanych marek odechciało mi się. Sami sobie zaszkodzili. Co do różu Nars samej mi się podoba, chociaż mi ostatnio po głowie chodzi nowość Benefit - Galifornia :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie... Ci innego się zainspirować, a co innego tak sugestywnie kopiować;)
UsuńTen z Bene też mi się podoba <3
Róż wygląda przepięknie ☻ Ja nie używam różu ;)) Nie pasuje mi kompletnie, ale zachwycam się u innych ;) Buziak
OdpowiedzUsuńTakie miniatury to wspaniała sprawa! Oby więcej takich pojawiało się na rynku! Róż jest absolutnie piękny, podobnie jak te kredeczki :-)
OdpowiedzUsuńoj tak więcej miniatur:D
UsuńRóż jest piękny :)
OdpowiedzUsuńTen róż wygląda bosko...chciałam go zawsze mieć, ale ta cena...
OdpowiedzUsuńRóż jest śliczny. I chociaż z reguły wolę matowe to ten kusi mnie niesamowicie. Gdyby nie ta cena to już dawno byłby mój , a tak to jeszcze powzdycham trochę ;D
OdpowiedzUsuńMoże się kiedyś jeszcze trafią takie mini:)
UsuńRóż wygląda bardzo fajnie ;)
OdpowiedzUsuńMiałam próbkę NARS Orgasm z amerykańskiego Vogue`a (szkoda, że u nas nie ma takich dodatków :D) i faktycznie daje świetny efekt, nie wykluczam, że kiedyś skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie :)
OdpowiedzUsuńNo szkoda, to fakt:D
Usuńżelowe kredki do powiek Marc Jacobs na pewno wypróbuję a róż NARS wiadomo - kocham bezgranicznie <3 mam już drugie opakowanie, chyba o czymś to świadczy? :)
OdpowiedzUsuńŻe jesteś zużywaczem!:D
UsuńRóż ORGASM to mój jedyny i bezkonkurencyjny faworyt. Były czasy kiedy nie miałam jeszcze oryginalnego NARS'a ale to nie o markę chodzi a o odcień <3 Dla mnie istnieje tylko on i w swojej kosmetyczce mam tych odcieni ( więcej lub mniej podobnych ) milion :D
OdpowiedzUsuń3,5 g to całkiem sporo miniatura ;D Złoty shimmer ? Hmm nie wiem czy dla mnie aczkolwiek jak Ty długo się opierałam marce i robię to nadal ;D a kredek nie używam a co ;D
OdpowiedzUsuńNo w sumie niewiele brakuje do dużego:D
UsuńHej, jeśli lubicie koty i chciałybyście wygrać mascarę Estee Lauder w moim pierwszym konkursie, zapraszam! PS. Koty są naprawdę urocze;)
OdpowiedzUsuńhttp://testujzkotami.blogspot.com
Uwielbiam ten róż <3
OdpowiedzUsuńróż bardzo ładny ;)
OdpowiedzUsuńKocham orgasm !
OdpowiedzUsuń:D
Usuńmoże kiedyś będzie mi dane wypróbować ten róż :)
OdpowiedzUsuńNa pewno:)
UsuńW moim przypadku marka NARS w dalszym ciągu może nie istnieć, poza jednym wyjątkiem, a jest nim TEN róż. Jest idealny, piękny, cudowny i od pewnego czasu zasila szeregi moich kosmetycznych marzeń :)
OdpowiedzUsuńMnie pozostałe też nie kuszą póki co:D
UsuńJa generalnie nie jestem fanką różów, ale rozumiem zachwyt :D bardziej mnie kuszą te kredki :)
OdpowiedzUsuńw takich miniproduktach fajne jest to że istnieje nadzieja że wykorzystamy produkt
OdpowiedzUsuńDla mnie Nars Orgasm odpada, ze względu na skład.
OdpowiedzUsuńKredki Jacobsa są cudowne! Mam czarną już po raz drugi, chcę nowe kolorki!
OdpowiedzUsuńa ja o takim różu marzę:)
OdpowiedzUsuńSama wolę mniejsze wersję :) mam obecnie jeden róż który ma chyba już rok czasu i zużycie jest zerowe i zdążył mi się już znudzić:P natomiast kredki to ja zużywam o dziwo bardzo szybko :P
OdpowiedzUsuńTen kolor różu jest rewelacyjny :)) A kredki żelowe również lubię, bo dzięki nim kreska sama się maluje :)
OdpowiedzUsuń