Na temat peelingów
kawowych BodyBoom rozpływałam się
już nie raz! To naprawdę moje wielkie odkrycie 2016 roku i zarazem produkt,
którego opakowań zużyłam już sporo. Co w moim przypadku jest dość zaskakujące,
ponieważ jestem raczej niewierna. Po prostu rzadko wracam do tego samego
produktu nawet gdy są fajerwerki. W przypadku peelingów kawowych było jednak
inaczej:) Co więcej obdarowałam nimi sporo kobiet i jeszcze żadna nie narzekała.
No może jedynie Ruda Maruda miała jakieś tam drobne obiekcje, ale ona to osobny
rozdział!:*:D Wszystkie inne przejawiały zachwyt. Nawet moja siostra, która nie
jest zbyt skłonna do wydatków na kosmetyki uznała, że warto go kupić. Przy
okazji sprzedała mi swój sposób użycia – otóż ona często stosuje mieszając go z
żelem pod prysznic i dzięki temu podobno jest bardziej wydajny;) Ale! Nie o
peelingach dzisiaj mowa gdyż one już były i można o nich przeczytać tutaj i tutaj. Dziś pochylimy się nad balsamem do ciała Truskawkowy Kusiciel oraz glinką
niebieską Czarująca Dama:) Brzmią
kusząco, a jak działają?
„Cześć,
gotowa na wielką miłość? Jestem polskim balsamem do ciała, który sprawi, że już
nigdy nie pomyślisz o innym! Moja unikalna formuła uczyni Twoją skórę cudownie odżywioną
i nawilżoną, a zawarte we mnie starannie dobrane składniki zapewnią Ci
wszystko, co najlepsze”.
Balsam Truskawkowy Kusiciel zamknięty został w
plastikowym pojemniczku o pojemności 200ml, który jest częściowo
przezroczysty:) Z tego co pamiętam balsam należy zużyć w ciągu 6 miesięcy od
otwarcia. Mnie to zajęło w okolicach 3 tygodni, ale ja jestem wyjątkowo trudnym
przypadkiem – balsamo-holikiem, „papraczem” (dobrze, że nie partaczem!:)).
Balsam ma lekko różową barwę. Według BodyBoom kolor może ulec subtelnej
zmianie z uwagi na zastosowanie naturalnych barwników, ale osobiście nic takiego nie zauważyłam. Pewnie dlatego, że szybko
upłynniam balsamy;) Z góry przepraszam za to, że dodaję zdjęcie „wymacanego”
produktu, ale już tak pod koniec jego używania, czyli na początku lutego miałam
nadmiar energii i uznałam, że zrobię zdjęcia jeszcze raz. Brawo ja!;) Konsystencja
produktu według mnie jest jogurtowa, a sam zapach również kojarzy mi się z
jogurtem truskawkowym z dodatkiem lekkiej nutki oranżadki w proszku. Smak
dzieciństwa;) Dość długo utrzymywał się na skórze, ale w żadnym wypadku nie był
duszący. Osobiście marzy mi się jeszcze poszerzenie oferty zapachowej o banan,
mango i oczywiście kawusię;) Truskawkowy kusiciel zawiera aż 93% składników
pochodzenia naturalnego, a muszę przyznać, że naturalne balsamy na ogół dobrze
mi służą. Tak było też w przypadku tego osobnika;) Pomimo lekkiej konsystencji
balsam zarówno silnie nawilżał, zmiękczał oraz wygładzał jak i lekko
natłuszczał moją skórę. Efekt był 24h więc dla mnie w pełni zadowalający:) Mam
nadzieję, że w przyszłości pojawią się kolejne wersje zapachowe.
„Jestem
unikalna i wyjątkowo delikatna. Przywracam skórze świeży wygląd, poprawiam jej
teksturę i delikatnie wygładzam. Zawarte we mnie minerały i witaminy sprawią,
że Twoja skóra będzie oczyszczona, odżywiona i wygładzona jak nigdy dotąd!
Idealnie sprawdzę się też podczas zabiegów detoksykacji, usuwania cellulitu
oraz masażu złuszczającego. Kto lepiej wie jak zadbać o kobietę, niż druga
kobieta? Poznajmy się bliżej i zawalczmy razem o idealne ciało!”
Czarująca
Dama
występuje w dość podobnym opakowaniu jak w przypadku balsamu. Z tą różnicą, że
jest ono w pełni zakryte:) Wizualnie bardziej do mnie trafia, ponieważ posiada
niebieskie etykiety, a ja lubię takie smerfne akcenty;) Opakowanie zawiera 200g
glinki, czyli całkiem sporo.
Dobra wiadomość jest taka, że glinka BodyBoom jest gotowa do użycia. Nie jest to żaden proszek, który trzeba potem mieszać z wodą. A ja o ile lubię glinki to nie przepadam za ich samodzielnym przygotowaniem więc taki gotowiec jest dla mnie wybawieniem, a w dodatku zwiększa szansę na regularne stosowanie:) Jest to oczywiście dość istotne w przypadku pielęgnacji.
Przechodząc do walorów wizualnych wnętrza produktu, muszę przyznać, że kolor produktu nie nastraja pozytywnie. Jest to zgniło-zielone błotko, a gdy zanurzymy w nim palce naszym oczom ukazuje się szarawa maź:) Glinka kameleon;) Niemniej powiedzmy sobie szczerze, która glinka wygląda romantycznie? Niewątpliwie żadna, ale przecież liczy się wnętrze, a raczej działanie:)
Zanim do niego dojdziemy słówko o zapachu. Otóż moim zdaniem Czarująca Dama pachnie ziemniakiem. Takim świeżo obranym i wrzuconym do wody;) Nie ma się jednak o co martwić, ponieważ zapach ten jest bardzo delikatny i ulatnia się krótko po aplikacji na skórę:)
Według producenta glinka niebieska świetnie sprawdzi się w przypadku cery suchej, dojrzałej i wrażliwej. Moja jest mieszana, ale delikatna i właśnie dlatego wybrałam tą wersję:) Glinka niebieska może też znaleźć zastosowanie w przypadku pielęgnacji ciała, m.in. zabiegów detoksykujących i złuszczających. Ja jednak stosowałam jedynie na twarz. Produkt pozornie posiada gładką i jednolitą konsystencję. Jednak w kontakcie ze skórą wyczuwalne jest coś w rodzaju drobnych „farfocli”. Nie wpływa to jednak na mój komfort użytkowania, ponieważ produkt aplikuje się sprawnie i gładko. Po jakimś czasie glinka trochę zasycha na twarzy więc warto lekko ją zwilżyć np. mgiełką. BodyBoom poleca zostawić glinkę na 10 min w przypadku twarzy oraz na 30min w przypadku ciała. W przypadku mojej twarzy najczęściej jest to 5 minut, ponieważ dla mojej cery jest to optymalny czas:) Zmywanie ręczne jak to w przypadku glinek bywa nie jest najlepszym pomysłem więc warto zaopatrzyć się w specjalną gąbeczkę (polecam Calypso), dzięki której wszystko zejdzie szybko:) Glinka niebieska nie wywołuje u mnie żadnego podrażnienia, zaczerwienienia ani uczucia nieprzyjemnego ściągnięcia. Zaraz po zmyciu skóra jest gładka i rozjaśniona, a dodatkowo oczyszczona z nadmiaru sebum. Dzięki czemu wszelkie produkty pielęgnacyjne lepiej się wchłaniają.
Dobra wiadomość jest taka, że glinka BodyBoom jest gotowa do użycia. Nie jest to żaden proszek, który trzeba potem mieszać z wodą. A ja o ile lubię glinki to nie przepadam za ich samodzielnym przygotowaniem więc taki gotowiec jest dla mnie wybawieniem, a w dodatku zwiększa szansę na regularne stosowanie:) Jest to oczywiście dość istotne w przypadku pielęgnacji.
Przechodząc do walorów wizualnych wnętrza produktu, muszę przyznać, że kolor produktu nie nastraja pozytywnie. Jest to zgniło-zielone błotko, a gdy zanurzymy w nim palce naszym oczom ukazuje się szarawa maź:) Glinka kameleon;) Niemniej powiedzmy sobie szczerze, która glinka wygląda romantycznie? Niewątpliwie żadna, ale przecież liczy się wnętrze, a raczej działanie:)
Zanim do niego dojdziemy słówko o zapachu. Otóż moim zdaniem Czarująca Dama pachnie ziemniakiem. Takim świeżo obranym i wrzuconym do wody;) Nie ma się jednak o co martwić, ponieważ zapach ten jest bardzo delikatny i ulatnia się krótko po aplikacji na skórę:)
Według producenta glinka niebieska świetnie sprawdzi się w przypadku cery suchej, dojrzałej i wrażliwej. Moja jest mieszana, ale delikatna i właśnie dlatego wybrałam tą wersję:) Glinka niebieska może też znaleźć zastosowanie w przypadku pielęgnacji ciała, m.in. zabiegów detoksykujących i złuszczających. Ja jednak stosowałam jedynie na twarz. Produkt pozornie posiada gładką i jednolitą konsystencję. Jednak w kontakcie ze skórą wyczuwalne jest coś w rodzaju drobnych „farfocli”. Nie wpływa to jednak na mój komfort użytkowania, ponieważ produkt aplikuje się sprawnie i gładko. Po jakimś czasie glinka trochę zasycha na twarzy więc warto lekko ją zwilżyć np. mgiełką. BodyBoom poleca zostawić glinkę na 10 min w przypadku twarzy oraz na 30min w przypadku ciała. W przypadku mojej twarzy najczęściej jest to 5 minut, ponieważ dla mojej cery jest to optymalny czas:) Zmywanie ręczne jak to w przypadku glinek bywa nie jest najlepszym pomysłem więc warto zaopatrzyć się w specjalną gąbeczkę (polecam Calypso), dzięki której wszystko zejdzie szybko:) Glinka niebieska nie wywołuje u mnie żadnego podrażnienia, zaczerwienienia ani uczucia nieprzyjemnego ściągnięcia. Zaraz po zmyciu skóra jest gładka i rozjaśniona, a dodatkowo oczyszczona z nadmiaru sebum. Dzięki czemu wszelkie produkty pielęgnacyjne lepiej się wchłaniają.
Kosmetyki znajdziecie w
sklepie BodyBoom:)
Znacie
Czarującą Damę lub Truskawkowego Kusiciela? Lubicie produkty BodyBoom?
markę znam z peelingów, ale szczerze wolę Nacomi :D niemniej jednak ta truskawka powoduje ślinotok :P
OdpowiedzUsuńJa Nacomi jeszcze nie próbowałam:)
UsuńFirmę znam, ale nie używałam jej produktów :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam szczerze, że peelingi Body Boom mnie absolutnie nie kuszą, bo sama mielę kawę, piję ją regularnie i później samodzielnie mieszam sobie tego typu kosmetyk. Jednak balsam i glinka to co innego, chętnie po nie sięgnę za jakiś czas :-)
OdpowiedzUsuńJa praktycznie nie piję kawy, a samej robić mi się nie chce:D
UsuńBodyBoom jest już długo na mojej wishliscie :)
OdpowiedzUsuńZarówno peelingi jak i inne produkty pielęgnacyjne. Chyba sobie sprezentuje taki zestaw na święta <3
To jest myśl:)
Usuńnie znam produktów
OdpowiedzUsuńO marce widziałam na innych blogach
Dużo się słyszy o tych produktach, ale jeszcze nie używałam żadnych. Bardzo bym chciała spróbować ich peelingów. Zachęciłaś mnie również do myślenia nad tym balsamem :-)
OdpowiedzUsuńPeelingi to szał:)
UsuńŚwietne fotki☺
OdpowiedzUsuńZ Body Boom to chyba bardziej mnie kusi wypróbowaenie peelingu ;D mimo że na codzień sama robię taki ;D to i tak kuszą ;d
OdpowiedzUsuńPeeling to podstawa:)
Usuńekstra, to ja też jestem papraczem :) bardzo szybko zużywam balsamy :)
OdpowiedzUsuńWidać tak już mamy:D Ja nie nadążam z opisywaniem więc większości już nie opisuję:P
UsuńTruskawkowy kusiciel kusi mocniej :D Ziemniak wrzucony do wody nie brzmi zbyt zachęcająco :P A gdzie "seria niefortunnych zdarzeń"? :D
OdpowiedzUsuńhyhy, ziemniak szybciutko odchodzi w niepamięć ze swym zapachem:)
UsuńA czeka w czyśćcu:) Będzie pewnie może jako ostatni marcowy albo na początku kwietnia:D
Balsam bardzo mnie zaciekawił sama ostatnio dosłownie"jem" wszelkie nawilżacze do ciała w sumie trochę ty mnie zaraziłaś takim obdarywaniem swojego ciała wszelakiej ilości nawilżaczy i jak kiedyś służyły mi długo tak teraz miesiąc i nawet dna nie można wylizać bo nie ma co :P
OdpowiedzUsuńGlinki wolę jednak proszkowe jakoś tak bardziej mi służą :) choć nie wykluczam że po gotowe też będę sięgać :)
Trza smarować, nie obijać się:D Ja wolę gotowe bo nie trzeba już nic robić:D
UsuńPrzecież to robota na 30 sekund :D Leniuch!!! :p
UsuńWieeem, czasami zrobię, ale jednak nie ma to jak gotowe:D
UsuńJuż sam ich widok kusi niesamowicie 💗
OdpowiedzUsuńNajwyższa pora poznać:D
OdpowiedzUsuńMiałam je w planach, ale Piggypeg robiło analizę składów i już mnie nie kuszą :)
OdpowiedzUsuńja się tak składami nie przejmuję i dla mnie nie ma tam nic co by mnie mogło zniechęcić:)
UsuńFajnie, że glinka jest gotowa do użycia, ciekawe że pachnie ziemniakiem :D
OdpowiedzUsuńNo ja tak ją czuję;D
UsuńCzarująca dama która pachnie zmienikiem hihi :P Zapach co prawda by mnie nie oczarował ale lubię glinkę i sam kosmetyk mógłby się u mnie spisać :D
OdpowiedzUsuńZiemniak by Cię nie oczarował powiadasz:D
UsuńNa balsam to narobiłaś mi ochoty, odnoszę wrażenie, że dość ciężko o truskawkowe kosmetyki jednocześnie z dobrymi składami :) Glinka zresztą też mi się spodobała, ale trochę mnie zastanawia ten ziemniaczany zapaszek :D Z BodyBoom znam tylko oryginalny peeling kawowy i również z mojej strony są nad jego działaniem achwyty, gorzej z zachwytami nad jego ceną ;D
OdpowiedzUsuńA to fakt, jak truskawka to często na maksa syntetyczna;) no cena do najniższych nie należy, ale kurcze warto:)
UsuńWidziałam chyba na piggypeg analizę składu masła tej marki i nie było ono tak fajne, jak peelingi :) Natomiast glinka mnie bardzo ciekawi! Niebieskiej nie miałam i choć nie przeszkadza mi robienie samemu papki, to jednak wygodniej jest mieć już gotowca;)
OdpowiedzUsuńMożliwe, ja zużywam tyle tych balsamów, że nie przejmuje się tym;)
UsuńTak, nie ma to jak gotowiec;)
Nie znam marki. :)
OdpowiedzUsuńNareszcie jakieś pudełka porządne;). Balsam bym chciała, glinki nie;) Zapach ziemniaka bardzo mnie zniechęca;). Zresztą ja nie jestem wielbicielką glinek;)
OdpowiedzUsuńTaaak, całkiem normalne opakowanka:) hyhy to dobrze, że Cię uprzedziłam :D
UsuńUwielbiam peelingi od Body Boom. Tych produktów jeszcze nie miałam.
OdpowiedzUsuńZapraszam http://natalie-forever.blogspot.com/
peelingi uwielbiam, a balsam chętnie poznam
OdpowiedzUsuńTruskawkowy jogurt bierę i zapach oranżadki też mnie kusi ale ta glinka ... wygląda jak grupka błota spod mojego okna ;D
OdpowiedzUsuńHaha to to sobie zapakuj trochę do pudełka i domowe spa jak znalazł :D
UsuńWidzisz, a nie płacić jeszcze będę ;P
UsuńJa jestem jeszcze na etapie peelingów tej marki, właśnie kupiłam swój pierwszy :P. Balsam wygląda bardzo ciekawie, za glinkami niestety nie przepadam ;).
OdpowiedzUsuńO, jaki zapaszek?:)
UsuńRozśmieszyła mnie wizja zapachu ziemniaka :D
OdpowiedzUsuńMój nos był zaskoczony :)
UsuńNa razie znam tylko peeling Body Boom. Pewnie w niedalekiej przyszłości zapoznam się z resztą oferty marki. ;)
OdpowiedzUsuńSą jeszcze dodatki i olej kokosowy :)
UsuńObydwa produkty bardzo interesujące :-)
OdpowiedzUsuńBalsam musi przepięknie pachnieć! A glinka jest u mnie zawsze mile widziana :-)
Ja jestem wierna peelingom Naturativ, bo też mają naturalne składy, a zapach i działanie też spełnia wszystkie oczekiwania. Ten twój też wygląda smakowicie. Ma certyfikat jakości Natrue? U mnie to bardzo ważne, bo mam bardzo wrażliwą skórę...
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że certyfikatu nie posiadają. Trzeba by sprawdzić na stronie. Naturativ lubię choć peelingi BB bardziej:)
UsuńPerspektywa posiadania idealnej konsystencji zielonej glinki brzmi niezwykle zachęcająco :D Ale pewnie ze składem już w takim razie nie jest kolorowo? Za to truskawkowy balsam brałabym! :D Uwielbiam takie zapachy, konsystencja też wygląda fajnie!
OdpowiedzUsuńDziewczyny pisały wyżej, że w necie są dokładne analizy składów. Sama w to nie wnikałam. Nie jest to dla mnie kluczowe:)
UsuńFajne mają opisy :) Zapach ziemniaka, hehe :D
OdpowiedzUsuńDo tej pory używałam tylko peelingu i cóż... mam ochotę na więcej. :)
OdpowiedzUsuńZapach ziemniora? No to musi być ciekawie.Uwielbiam glinki.
OdpowiedzUsuńChyba będę pierwszą osobą co nie zachwyciła się tymi peelingami, a zaznaczę, że UWIELBIAM peelingi. Mimo wszystko truskawkowy kusiciel bym chętnie wypróbowała ;)
OdpowiedzUsuńTaka truskaweczką bym nie pogardziła. Albo bananikiem, gdyby był :D
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie się czyta twój tekst . Osobiście z glinka nigdy nie miałam doczynienia;)
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym wypróbowała :)
OdpowiedzUsuńBardzo kuszą mnie te produkty :-) mam w zapasach peeling kokosowy Body Boom :-)
OdpowiedzUsuńNa peelingi marki nie mam parcia zupełnie, ale balsam z chęcią bym wypróbowała :) Tym bardziej, ze podobnie jak Ty mazidła do ciała zużywam w ilościach hurtowych :D
OdpowiedzUsuńTruskawkowy Kusiciel - bardzo trafna nazwa. Czuję się skuszona! :)
OdpowiedzUsuńOpakowania urocze, niezwykle kuszące!! <3
OdpowiedzUsuń