Ilekroć publikuję recenzję
błyszczyka do ust, odnoszę wrażenie, że wkraczam na nieco śliski grunt gdyż nie
każdy tego typu produkty lubi:) Z tego co zauważyłam ta kategoria kosmetyków
posiada tyle samo przeciwników co zwolenników:) Ja jednak zdecydowanie zaliczam
się do tych drugich więc co jakiś czas z uporem maniaka piszę kolejny post o
błyszczyku;) Tym razem jest tp Lily Lolo
naturalny błyszczyk do ust w odcieniu High Flyer, który co tu dużo mówić – podbił moje (niebieskie) serce;)
„Nasze przepysznie
czekoladowe błyszczyki nie tylko mają przepiękne kolory, ale dzięki zawartości
witaminy A i naturalnego olejku Jojoba odpowiednio ochronią i odżywią Twoje
usta”.
Błyszczyk
Lily Lolo tradycyjnie otrzymujemy w białym, kartonowym
opakowaniu, na którym (co nieczęsto się zdarza w przypadku kolorówki)
znajdziemy pełny skład INCI. Kosmetyk nadaje się do zużycia w ciągu 24 miesięcy
od momentu otwarcia, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, ponieważ najczęściej
w przypadku tego typu produktów jest to 6 w porywach do 18 miesięcy;) A
posiadając sporą ilość produktów do makijażu ust, nie ukrywam, że jest to dla
mnie ważne. Pojemność to w przypadku Lily Lolo 4ml. Według mnie w sam raz:)
Jest
jeszcze jedna rzecz, która ucieszy wszystkie czekolado-holiczki. Otóż błyszczyk
Lily Lolo pachnie czekoladą. Bardzo apetycznie i nie nachalnie, nie jest to
zapach mdły:) Produkt posiada wygodny, tradycyjny aplikator, który jest
komfortowy w użyciu i nie drapie ust. Samo opakowanie produktu również mi się
podoba, ponieważ jest porządne i schludnie się prezentuje:) Sam błyszczyk nie
jest lepki. Bardziej przypomina mi aksamitną, błyszczącą pomadkę w płynie niż
zwyczajny błyszczyk. Po jego użyciu usta są gładkie i lśniące. Produkt nie
wysusza ust, co dla mnie jest bardzo ważne, ponieważ moje usta są z natury
suche i wymagające. Niejeden produkt potrafi je podrażnić. High Flyer to według
producenta głęboki odcień zgaszonej, czerwonej pomarańczy i myślę, że można się
z tym zgodzić. To ciepły odcień, który ładnie się komponuje z moją ciepłą
karnacją. Bardzo ładnie ją ożywia dzięki czerwonym pod-tonom, w których czuję
się bardzo dobrze. Choć niestety aparat „zjadł” trochę koloru zarówno z mojej twarzy jak i z ust;)
Błyszczyk
schodzi równomiernie i wytrzymuje na moich ustach 2-3 godziny. Nie jest to może
powalająca trwałość, ale ja mam tendencję do pocierania wargami więc u mnie to
po prostu standard. Dłużej utrzymują się u mnie jedynie długotrwałe tinty. Jeśli
szukacie naturalnych błyszczyków o apetycznym, delikatnym zapachu czekolady to
zdecydowanie polecam:) Błyszczyki znajdziecie w sklepie Costasy:)
Korzystacie
z naturalnych produktów do makijażu ust? Znacie błyszczyki lub pomadki Lily
Lolo?
super wygląda na ustach:)
OdpowiedzUsuńTeż mi się tak wydaje, taki mój kolor hihi.
UsuńNigdy nie miałam naturalnego błyszczyku i ogólnie za błyszczykami nie przepadam ;)
OdpowiedzUsuńSporo osób jakoś ich nie lubi:D
UsuńTen błyszczyk nie jest mega błyszczący a po za tym lubię Lily Lolo.
OdpowiedzUsuńOn coś pomiędzy błyszczykiem a pomadką:)
UsuńNajlepszym przygotowaniem pod błyszczyk jest dla mnie peeling do ust np. od Naturativ. Tak miękkie usta z rozkoszą przyjmują kolorki :)
OdpowiedzUsuńTak, znam ten peeling, tzn. miałam go jeszcze za czasów tego dawnego Pat&Rub i miło wspominam wersję kawową:)
UsuńZgadzam się :) masz rację, a niewiele osób o tym pamięta, że stare, dobre Pat&Rub to teraz Naturativ. Moim ulubionym zapachem jest pomarańczowy :)
UsuńJak na błyszczyk 2-3 godziny uważam że jest to dobra trwałość. Kolorek też jest fajny bo delikatny i nienachalny :) ładnie podkreśla usta :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się wydaje, że spoko:) A kolorek bardzo mój:)
UsuńJa należę do tych co za blyszczykami nie przepadają 😊 ale robię wyjątki czasem. Ten akurat ma pikny kolor więc któż wie,może i bym go polubiła, a jeszcze jak czekoladą pachnie 😊
OdpowiedzUsuńJa kiedyś nie lubiłam, ale polubiłam:D:D
Usuńod lily lolo wolę zdecydowanie pomadki ♥ generalnie za błyszczykami to ja nie przepadam ;)
OdpowiedzUsuńPomadkę mam jedną z LL:)
UsuńBardzo ładnie wygląda, choć to chyba niekoniecznie kolor dla mnie :) Ale chętnie wypróbowałabym inny odcień, mimo tej czekoladki. Zazdroszczę zdrowych ust, moje podczas tego choróbska wyglądają jak obraz nędzy i rozpaczy, ratuję je czym mogę ;)
OdpowiedzUsuńTak, kolor taki raczej nie Twój, ale za to mój:D Nie ma co zazdrościć, Twoje na pewno niedługo wrócą do normy! Jak parzę na te zdjęcia ust to chce mi się śmiać bo robiłam je dzień przed wampirzym liftingiem gdyż stwierdziłam, że później twarz nie będzie się nadawała do jakichkolwiek zdjęć buhahaha.
UsuńZazdroszczę, bo już bym chciała ładne ;) miałam pisać recenzję matowych pomadek Inglota, ale brakuje mi zdjęcia jednego koloru na ustach (tego z lutowych zakupów) i za to będzie maska do ust Laneige (nie wiem co by było gdyby nie ona i nuxe, chyba strup na strupie i krwawe sceny :P), bo nie nadają się za grosz do fotografowania podczas tej choroby :/ Katar mnie zabije :D A kolor faktycznie, Twój i Tobie w nim ładnie :) I jak wrażenia po liftingu? ;)
UsuńO maska do ust to coś czego jeszcze nie miałam i może... chciałabym mieć!:D Nie ma nic gorszego niż katar, serio! Nienawidzę:P
UsuńJa chciałam zrobić fotki na ustach tych Provoke i Delii ale światło dziś tak lipne, że się nie da. No i tyle tego, że trochę mi sie nie chce bo ja nie lubie robić sobie zdjęć:P Uważam, że są ciekawsze zajęcia:D
No śmiesznie było, potrzebowałam trochę adrenaliny haha, a że sporty ekstremalne odpadają to zabieg w sam raz. Zwłaszcza, że już dawno mnie ciekawił. Generalnie wiedziałam co i jak, ale ponieważ lubię się dręczyć to przeczytałam i obejrzałam w necie chyba wszystko co było na ten temat bo zastanawiałam się jak będzie z bólem:P Był np wywiadzik z Mają Sablewską, która powiedziała, że nigdy więcej bo to za bardzo boli i np jakaś dziennikarka, która oceniła ból na 6,5 w skali 1-10. Więc nastawiłam się, że albo będzie hardcore albo pikuś :D no i dla mnie pikuś. Śmiałam się z tego w trakcie. Dla mnie ból to 1 w skali 1-10:D Jeszcze mam iść to zobaczymy hehe
Ja też nienawidzę, a często mnie dręczy :/ Ja nigdy jeszcze tego nie rozważałam, ale trochę mnie ten temat ciekawi. A co do bólu, to wiadomo, że to subiektywne, zależy jaką kto ma tolerancję :) A Ty masz pewnie sporą.
UsuńJa chętnie bym zrobiła tą swoją krzywą przegrodę. Najchętniej wraz z korekcją nosa, ale jak pomyślę o zatkanym nosie potem to nie wiem co na to moje nerwy:P
UsuńTak, to jest bardzo subiektywne, przez co trudno było tak na 100% przewidzieć jak to będzie u mnie. Z 1 str pomyslałam, że skoro przeszłam 2 operacje to już gorzej być nie może, ale z drugiej nie miałam nigdy nic robione w obrębie twarzy więc było to trochę nieprzewidywalne:D Z moją tolerancją na ból to bywa różnie, zwłaszcza, że jestem uodporniona na leki przeciwbólowe, a znieczulenie u dentysty biorę podwójne i najmocniejsze:D Ale ważne jest też odpowiednie nastawienie i chęć, wtedy wszystko jest łatwiejsze niż w przypadku gdy musisz:) Ogólnie stwierdzili, że jestem twardzielem:D Depilacja laserowa też nie zrobiła na mnie wrażenia haha.
R miał operację prostowania przegrody i orzekł po latach, że gdyby wiedział, że to tak, to by jej nie zrobił :P Ale dobrze, że Cię to nie rusza, przynajmniej nie będziesz cierpieć :D
UsuńNo mnie perspektywa tej przegrody mierzi:D jak kilka lat temu lekarz dał mi skierowanie to byłam w lekkim szoku i więcej się tam nie pojawiłam:D No ale pomijając problematyczność zabiegu, pomogło? Bo ja konsultowałam z paroma i opinie są podzielone więc jakbym miała się zdecydować to tylko z pełną korekcją nosa żebym miała jakąś dodatkową estetyczną korzyść z cierpienia:P
UsuńHehe powiem Ci, że liczyłam się, że może będzie boleć, ale w tym przypadku perspektywa bólu mnie nie zniechęciła. Ciekawość była silniejsza, no i ja jestem stuknięta. Rodzina miała nadzieję, że sobie daruję:D
Pomogło na tyle, że przestał chrapać i rzadko choruje (średnio raz w sezonie a dochodził do 5-6), ale kwestia wiecznie przytkanego nosa nadal jest nierozwiązana, więc ma nerwy bo po tym miało przejść ;)
UsuńCzyli coś tam dało, choć nie tyle co by się chciało;)
UsuńJa kataru często nie mam, ale ból zatok, który jest mega upierdliwy...
Coś zdecydowanie, ale na najbardziej dokuczliwe nie pomogło :/ a co do zatok - znam ten ból ;)
UsuńNiby tak, ale jednak eliminacja chrapania i rzadsze choroby to jednak spora zaleta:) my z Anką się zawsze śmiejemy, że facet nie oddycha - on walczy o życie;D
UsuńJa posiadam błyszczyk whisper, bardzo krótko trzyma się na ustach ,ale jest piękny ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że krótko..
UsuńWygląda super ☺
OdpowiedzUsuńSuper wygląda na ustach i kolor też mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńŚliczny, miałam Clear :)
OdpowiedzUsuńAaa i Scandalips miałam tez, boski odcień :)
UsuńPiękne usta! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, chyba bardziej kwestia ujęcia hihi
Usuńswietny kolor na wiosnę :)
OdpowiedzUsuńA to prawda Justyś:)
UsuńJa nie jestem zwolenniczką błyszczyków, ale powiedzmy że w tym przypadku przemawia do mnie zapach czekolady ;) Miałam od nich pomadkę i byłam z niej zadowolona, więc może kiedyś skuszę się również na błyszczyk.
OdpowiedzUsuńTutaj tak naprawdę jest coś pomiędzy błyszczykiem a pomadką więc być może byłoby to dla Ciebie do przyjęcia. Zapaszek to zaleta niewątpliwie:)
Usuńprodukty do ust lubię, ale błyszczyków nie i totalnie nie mogę się do nich przekonać :D
OdpowiedzUsuńRozumiem Pata, nie ma co się zmuszać. Wszak tyle produktów jest do wyboru!:)
UsuńNa twoich ustach wygląda rewelacyjnie, naprawdę :) jednak wolę matowe produkty do ust ;p
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Wiem, większość woli maty. Sama też powoli się do nich przekonałam:)
Usuńładny ;-)
OdpowiedzUsuńBłyszczyków nie lubię bo się kleją, ale ten widzę jest inny dlatego bym wypróbowała.
OdpowiedzUsuńNa szczęście kleisty nie jest:D
UsuńPiękne usta :) Ja od dłuższego czasu nie miałam błyszczyku i nie zapowiada się na powrót na razie :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. No czasami tak bywa:D
UsuńBardzo fajne prezentuje się na ustach! Ja niestety się na niego nie skuszę, bo z reguły nie sięgam po coś co jest "błyszczykiem". Taka fobia sprzed lat, kiedy to błyszczyki były klejące, okropne w smaku, w mnóstwem brokatowych drobinek :D Zdecydowanie wolę mat na ustach :D Ale u ciebie bardzo ładnie ten produkt wygląda :)
OdpowiedzUsuńHaha rozumiem:D Ja wolę błysk, ale i mat powoli oswajam:D
UsuńNigdy o nich nie słyszałam ale brzmią całkiem apetycznie <3
OdpowiedzUsuńCzekolada zawsze mniam:)
UsuńPrzekonuje mnie ten zapach czekolady, choć przyznam, że wole bardziej różowe błyszczyki, kwestia indywidualna :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, kwestia indywidualna. Ja starałam się celować w taki, który nie będzie "różowiasty", ale mają tam też takie typowo różowe:)
UsuńPiękny brzoskwiniowy kolor, choć ja sama niestety rzadko sięgam po tego typu produkty do ust ;).
OdpowiedzUsuńŚliczny ten odcień ale na zgaszony nie wyglada ;) a jak pachnie czekoladą ;D
OdpowiedzUsuńNo czy ja wiem, ciężko dokładnie odwzorować na focie bo zjada mi trochę głębi koloru;)
UsuńPiękny kolorek na lato. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby produkt mógłby być ciut bardziej kryjący :)
OdpowiedzUsuńCiut jest:) ale ciężko to dokładnie pokazać niestety ;)
UsuńUwielbiam kosmetyki Lily Lolo, jednak błyszczyku nie mam ale chętnie to nadrobię. Odcień ma bardzo ładny. Przypadł mi zdecydowanie do gustu:)
OdpowiedzUsuńMi też i to mocno :)
UsuńJestem bardziej pomadkowa i przyznaję się do tego, ale to nie znaczy, że błyszczyki mnie nie interesują;) Lubię czasem nałożyć błyszczyk na usta, zwłaszcza wiosną i latem.
OdpowiedzUsuńA marka Lily Lolo wciąż mnie kusi, kiedyś wypróbuję;)
No nawet kusilaś mnie tym z Guerlain:)
UsuńPamiętam;) to ciągle aktualne;)
UsuńAktualnie jestem fanką matów, jednak plus za naturalność produktu :)
OdpowiedzUsuńŁAdnie wygląda na ustach :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię błyszczyki Lily Lolo, niezwykle apetycznie wyglądają na ustach i dodatkowo zapewniają działanie nawilżające. Mają również bardzo udany zestaw kolorystyczny, każdy znajdzie coś dla siebie!
OdpowiedzUsuńPiękny kolor! Z jakością Lily Lolo nie ma co dyskutować - jest fantastyczna!
OdpowiedzUsuńBardzo ładny kolor :D
OdpowiedzUsuńFajnie na ustach wygląda, nie moje kolory, ale kto wie.... Błyszczyki lubię latem jak mam spięte włosy ;))
OdpowiedzUsuńKolor jest naprawdę śliczny i bardzo w moim guście :D Jednak po błyszczyki sięgam niezwykle rzadko, zdecydowanie częsciej nakładam matowe pomadki, ewentualnie kremowe :D
OdpowiedzUsuńJa błyszczyków używam głównie latem, a w zimniejsze miesiące sięgam po szminki. I mimo, iż wolę te ostatnie błyszczyków też mam pokaźną kolekcję. Ten też zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńCiekawią mnie kosmetyki Lily Lolo :) bardzo ładny kolor!
OdpowiedzUsuńLily Lolo uwielbiam, ale błyszczyki to nie moja bajka :)
OdpowiedzUsuńKolor delikatny, ale bardzo ładny :)
OdpowiedzUsuńŁaaaaaaaadny <3 i czekoladkaaaaa.. mniaaaam :D
OdpowiedzUsuńNie miałam okazji używać błyszczyków Lily Lolo, ale znam ich pomadki i fajnie się na moich ustach prezentują :D Błyszczyk raczej nie mój, bo nie przepadam za czerwonymi podtonami, ale widziałam tam kilka interesujących kolorów - np. Szept czy Angielska Róża :D
OdpowiedzUsuńŚliczny ten błyszczyk :) Mam z Lily Lolo dwa odcienie i bardzo je lubię :)
OdpowiedzUsuńBłyszczyk pachnący czekoladą - zdaje się, że właśnie znalazłaś dla mnie najlepszy kosmetyk do ust :) Do tej pory używałam tylko szminki, ale muszę się w końcu przerzucić na coś innego, bo za każdym razem, kiedy spotykam się z moim chłopakiem to oboje mamy wymalowane usta, a tylko jedno z nas się maluje :P
OdpowiedzUsuńJestem ciekawy, jak to pachnie tak naprawdę. Wygląda świetnie, ale inaczej jest na zdjęciach, a inaczej na sobie. Jak się go nosi, nie klei się ani nic?
OdpowiedzUsuńBłyszczyk do ust to moim zdaniem najlepszy kosmetyk do ich malowania, bo nie zostawia śladów i nadaje ustom właściwy wygląd. Szminek i pomadek nie lubię, bo są niepraktyczne.
OdpowiedzUsuń