Prasowane bronzery marki Lily Lolo pojawiły się w ofercie już
dłuższy czas temu, ale dopiero niedawno zdecydowałam się wypróbować jeden z
nich. Wcześniej miałam do czynienia z tymi w wersji duo i byłam zadowolona.
Postanowiłam więc dać szansę wersji w okrągłym opakowaniu. Mój wybór padł na Lily Lolo Honolulu, ponieważ opisany
został jako satynowy bronzer o średnim odcieniu, a ja akurat miałam ochotę na
coś niezbyt ciemnego;) Jak wypadł w praktyce?
Lily Lolo Honolulu
„Honolulu to satynowy,
prasowany, chłodny bronzer o średniej pigmentacji i średnim odcieniu.
Prasowane bronzery od Lily Lolo idealnie sprawdzą się, gdy będziesz chciała
nadać swojej cerze tego niezwykłego blasku, który skóra zyskuje wraz z
nadejściem cieplejszych dni. Ich delikatna formuła i możliwość budowania
intensywności koloru pozwolą Ci przepięknie podkreślić swoją opaleniznę”.
Bronzer Lily Lolo Honolulu tradycyjnie został opakowany w
biały logowany kartonik. Wewnątrz znajdziemy zgrabną płaską puderniczkę,
zwierającą 9g produktu, który najlepiej byłoby zużyć w ciągu roku od otwarcia.
Czy to dużo czy mało? Według mnie gramatura jest spora. Zwłaszcza biorąc pod
uwagę wydajność produktu. No chyba, że ktoś uskutecznia makijaże rodem z
Instagrama, czyli ¼ opakowania na jedno użycie;) Jak to mówią: punkt widzenia
zależy od miejsca siedzenia;) Ja preferuję raczej delikatny makijaż aniżeli
zastosowanie wszelkich najnowszych makijażowych trendów… na raz;) Ale co kto
lubi!
Bronzer posiada naturalny zapach typowy dla kosmetyków mineralnych tej
marki. Jego konsystencja jest aksamitna, dzięki czemu kosmetyk rozprowadzimy
bardzo sprawnie, bez pylenia.
Jeśli chodzi o odcień to patrząc na nazwę
Honolulu trochę się obawiałam, ponieważ dokładnie tak samo nazywał się bronzer
innej marki, na który się kiedyś skusiłam i z którego byłam wybitnie niezadowolona.
Trochę niepokoiło mnie też słowo chłodny, ponieważ jestem ciepłym typem i w
zbyt chłodnych odcieniach wyglądam jakbym była brudna:) Jednak po przejrzeniu zdjęć
w sieci stwierdziłam, że nie wygląda on na chłodny w sposób niedopuszczalny i
postanowiłam wypróbować właśnie jego;) Jak bym oceniła ten kolor? W opakowaniu
jest dość ciemny, ale na skórze odcień rzeczywiście jest średni i to bardziej w
kierunku jasnego niż ciemnego (przynajmniej w moim przypadku). Nie jest też
typowo chłodny, bardziej określiłabym go mianem uniwersalnego. Przyznam, że
mnie to akurat bardzo ucieszyło:)
Wykończenie jakie oferuje bronzer Honolulu
jest satynowe, więc na twarzy produkt wygląda świeżo i delikatnie. Moja
szczupła twarz praktycznie nie potrzebuje konturowania, więc nie muszę mieć
produktu typowo matowego i maksymalnie chłodnego:) Wolę właśnie takie
pośrednie, ponieważ zapewniają naturalny efekt. Jeśli chodzi o trwałość to na
mojej mieszanej cerze w połączeniu z pudrem wykończeniowym produkt ten
utrzymuje się przez większość dnia.
Bronzer
można zamówić na Costasy.pl. Oprócz
Honolulu, w ofercie jest jeszcze Montengo Bay i Miami Beach. Podoba mi się jeszcze ten ostatni, ale na
mojej cerze byłby zupełnie niewidoczny, więc pewnie musiałabym celować w
Montengo Bay:) A szkoda bo nazwa Miami Beach wybitnie do mnie trafia;)
Znacie prasowane bronzery Lily Lolo?
Który z odcieni Wam odpowiada najbardziej?
Ja mam Miami Beach i Honolulu właśnie i szczerze przyznam - lepiej czuję się w tym drugim :) Ma piękny, uniwersalny kolor i wgl miłość, też właśnie szykuję się do jego recenzji, ale coś się zebrać nie mogę :P
OdpowiedzUsuńMnie się podoba nazwa Miami Beach, ale on taki jaśniutki, że chyba bardziej na całą twarz:D No właśnie widzę, że się już 3 miesiąc ociągasz:D Jak Tobie podpasował to jest jeszcze bardziej uniwersalny niż sądziłam:D
UsuńPs. Masz mojego posta na liście? Bo ja np Twojego miałam na liście, a na blogrollu dopiero od niedawna.
Jak ja kocham te Twoje przytyki :P Tak, mam na liście i w blogrollu też. A Miami Beach jest niby ok, ale dla mnie chyba ciut za ciepły i nie do końca dobrze się w nim czuję...
UsuńHahaha zaraz przytyki:D
Usuńja mam duo z rozświtelaczem mój jest trochę jaśniejszy , uwielbiam go.
OdpowiedzUsuńDuo też fajne jest:)
UsuńNie miałam jeszcze, ale chętnie przetestuję :)
OdpowiedzUsuńmój bronzer z KOBO ostatnio spał i cały się skruszył :( szukam właśnie czegoś nowego
OdpowiedzUsuńOj to niemiło:(
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa akurat nie szczędzę sobie tego kosmetyku w codziennym makijażu ;D.
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię chłodnych odcieni z identycznego powodu, o którym wspomniałaś;).
Ostatnio wpadła mi w ręce próbka neutralnego herbatnikowego pudru brązującego z Pixie, ale jeszcze nie użyłam. To się jeszcze okaże, czy się polubimy:).
Eee chyba nie aż tak?:D
UsuńPixie mnie ciekawi, mają ładne pędzelki;)
Lubię się porządnie ocieplić, bo ostatnio używam neutralnych odcieni podkładów i jakoś tak bez brązera byłoby niemrawo;). Powaga:).
UsuńPędzle wyglądają obłędnie. A widziałaś opakowania nowych rozświetlaczy? To jest dopiero bajka:).
Ja jeszcze nie widziałam, żebyś Ty wyglądała niemrawo. Jestem fanką Twojej urody:D
UsuńA tak, pomysłowe są. Choć najbardziej mnie pędzle kręcą:)
Dzięki Ewelina <3.
UsuńJa z bronzerami to ostrożnie więc ten na pewno byłby za ciemny, ale faktycznie słyszałam, że jest świetny. Na razie używam ten KOBO bo daje strasznie naturalny efekt.
OdpowiedzUsuńNie, on tylko groźnie wygląda. Jest bardziej w kierunku jasnego niż ciemnego:)
Usuńoj nie dla mnie wszystko na raz też nie wskazane, ciekawy ten bronzer, ale chyba dla mnie zbyt ciemny
OdpowiedzUsuńNie jest na skórze ciemny, obiecuje:D
UsuńW opakowaniu wygląda faktycznie ciemno i aż mi krew w żyłach zmroziło :-D ale na palcu fajnie :-D Planuję zapolować na jakiejś fajnej promocji najpierw na podkład Lily Lolo.. miałam już próbki i sprawdził mi się całkiem fajnie.. może z czasem sięgnę po bronzer, bo naprawdę mi sie podoba :-)
OdpowiedzUsuńhaha no w opakowaniu zupełnie inny niż na skórze:)
UsuńKusisz :) Muszę sprawić sobie jakiś dobry jakościowo brozner, bo moje dotychczasowe to porażka... Najlepiej sprawdza się jak na razie kakao :D
OdpowiedzUsuńjak to kakao?:D
Usuńja z tej firmy mam podkład i puder są niezawodne ale ten bronzer jest również ciekawy, pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńMarka ma ogólnie porządne kosmetyki, trzeba przyznać:)
UsuńBardzo lubię używać bronzery, więc myślę że przypadłby mi do gustu :))
OdpowiedzUsuńna pewno:)
UsuńUwielbiam !!! :)
OdpowiedzUsuńWygląda na ciemny w opakowaniu, ale na dłoni rzeczywiście jest sporo jaśniejszy, czyli tak jak napisałaś;) Ja wybrałabym dla siebie na pewno Miami;)
OdpowiedzUsuńWiadomo bo ja nigdy nie kłamię:D Ten Miami ładny, ale bardzo jasny.
UsuńNie musisz o tym pisać:). Od samego początku zauważyłam, że jesteś szczera w opiniach, dlatego z przyjemnością do Ciebie zaglądam <3.
UsuńCieszę się, od początku taki był mój cel. Nie lubię mydlenia oczu;)
UsuńTeż nie lubię mydlenia oczu;).
UsuńOczekuję, że jako czytelniczkę danego bloga będzie się mnie traktować poważnie:).
Ja tak samo:)
UsuńNie miałam bronzerów tej marki, ale na pewno znalazłabym odcień dobry dla mnie :)
OdpowiedzUsuńMoim idealnym bronzerem był Mate Bronze Maca - rozwaliłam go :/ idealnie chłodno - ciepły odcień, właśnie taki naturalny efekt. Nie znam bronzerów LL - szczerze mówiąc mam z tej firmy tylko szminkę i cień :)
OdpowiedzUsuńNiefajnie, biedny maczek:/
UsuńPodoba mi się kolorek!
OdpowiedzUsuńbardzo lubię ten bronzer <3 już go zdenkowałam co u mnie rzadko się zdarza :D
OdpowiedzUsuńwow, jesteś mistrzem:D
UsuńJa teraz używam tego z lovely i jestem zadowolona kolor ma taki że pasuje nawet jako puder dla mnie ;D przynajmniej jeszcze teraz. Ten też jest ładny ale póki tamtego nie wykończe to nowego nie kupię. Ogólnie kosmetyki LL mnie kuszą, pielęgnację z tego co czytałam mają fajną :)
OdpowiedzUsuńhaha mnie się też takie zdarzały, że mogłam na całą twarz np. z Vita Liberata;) Myślę, że Tobie LL przypadłyby do gustu. Zwłaszcza, że lubisz kosmetyki z dobrymi składami.
UsuńUwielbiam Honolulu, a od niedawna mam też Miami Beach:)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Miami tylko taki zbyt jaśniutki się wydaje. Chociaż kto wie.
UsuńNie znam kosmetyków tej marki, ale w pierwszej kolejności chciałabym wypróbować ich podkłady ;) jeśli chodzi o ten bronzer, to nie wiem, czy nie byłby dla mnie za ciemny...
OdpowiedzUsuńNa pewno nie za ciemny:) On na skórze jest bardziej w kierunku jasnego niż ciemnego.
UsuńZUpełnie nie znam ofety Lily Lolo, ale brzmi ciekawie. Nazwa bronzera tez skojarzyła mi się z inną marką ;) mam już trochę bronzerów ale może kiedyś ...
OdpowiedzUsuńUwielbiam brązery, więc i taki Lilaczek znalazłby miejsce w mojej brązerowej szufladce :D
OdpowiedzUsuńMiałam ten bronzer i uwielbiałam! Cudeńko ;)
OdpowiedzUsuńPiękny :)
OdpowiedzUsuńPowoli przerzucam się na kosmetyki mineralne i sprawdzam różne firmy, ale akurat Lily Lolo JESZCZE nie miałam przyjemności używać;)
OdpowiedzUsuńTego nie znałam :) ten tutaj dla mnie byłby zbyt ciemny ale zerknę na pewno na inne odcienie
OdpowiedzUsuńŁadny ten brąz :)
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta]. Zapraszam też na mojego bloga
OdpowiedzUsuńUwielbiam brązery :)
OdpowiedzUsuń