Nie od dziś wiadomo, że
jestem balsamowym pożeraczem. Wiedzą o tym już nawet osoby, które nie znają
mnie zbyt dobrze, więc skala zjawiska jest dość duża;) Gdyby z jakiegoś powodu mieliby mi odebrać wszystkie kosmetyki to zapewne rzekłabym: błagam, zostawcie mi chociaż balsam do ust!:D W ubiegłym miesiącu
zaczęłam zatapiać swe „krwiopijcze” usta w kolejnym balsamie;) Tym razem
koreańskim. Innisfree Canola Honey Lip
Balm Smooth Care kusił mnie już od dłuższego czasu, a że w kwestii
pielęgnacji ust mam naprawdę duże potrzeby to musiałam w końcu sprawdzić co
jest grane i tak oto tuż po koreańskich świętach trafił w moje ręce. Jak się
spisał?
Balsam do ust Innisfree Canola Honey Lip Balm Smooth Care
otrzymujemy w papierowym kartoniku. Wewnątrz znajdziemy wysuwaną pomadkę w
biało-miętowym opakowaniu. Ucieszyłam się, że trafiła do mnie taka wersja
opakowania gdyż podczas przeglądania asortymentu Jolse widziałam nieco inną
szatę graficzną, a ta jest w moim odczuciu ładniejsza;) Miałam szczęście;) Pojemność
to w tym przypadku 3,5g, więc jak na mój użytek mało. Ale mimo wszystko koniecznie
musiałam ją wypróbować:)
Sztyft posiada zielonkawy
kolor, który jest według mnie całkiem zabawny i przyjemny dla oka. Wszak zawsze
to jakieś urozmaicenie od białych albo żółtawych sztyftów;) Sam sztyft został
ścięty na skos by ułatwić aplikację. Choć muszę przyznać, że w moim przypadku
to nie ma znaczenia gdyż nawet gdy sztyft jest ścięty na prosto to ja zawsze
stosuję tak duży nacisk, że w efekcie zawsze mam pomadkę wyprofilowaną wręcz…
obustronnie;) Prawie jak stożek albo jakąś krzywa wieża;) Zazwyczaj wywołuje to
rozbawienie osób postronnych i pytania z cyklu: jak Ty to zrobiłaś?
Wracając
jednak do tytułowej pomadki Innisfree posiada ona idealną twardość gdyż nie
jest zbyt miękka i się nie rozwarstwia ani też nie jest przesadnie twarda.
Dzięki temu gładko i bezproblemowo sunie po ustach jak na nartach;) Canola Honey Lip Balm Smooth Care
według mnie smaku i zapachu nie posiada, a wczuwałam się bardzo mocno i
dokładnie niczym detektyw;) To dla mnie zaleta, ponieważ najbardziej lubię
bezzapachowe balsamy do ust albo ewentualnie takie, które pachną, ale
delikatnie (tak jak np. mój mega hit Laneige Lip Sleeping Mask). Niemniej w ofercie Innisfree jest jeszcze parę wersji
pomadek i możliwe, że któraś z nich zapach posiada.
Konsystencja pomadki jest w sam raz, ale nie jest to jeden z tych balsamów, który znika po minucie od
posmarowania. Na ustach jest wyczuwalny delikatny film ochronny, a dodatkowo
balsam zapewnia ładny połysk:) Działanie jest bez zarzutów. Pomadka najlepiej
spisuje się jako nawilżacz w ciągu dnia lub kosmetyk do torebki. Na noc również
jak najbardziej się nadaje, ale w tej roli jestem wierna masce Laneige:) Po
użyciu pomadki Innisfree usta są pięknie wygładzone, odżywione i nawilżone. A
nawet sprawiają wrażenie nieco bardziej sprężystych. Bardzo polubiłam się z tym
balsamem i na pewno wypróbuję jeszcze inne wersje. Jeśli je kojarzycie to
dajcie znać jak z ich zapachami. Chociaż Innisfree ma bardzo przyjemne zapachy,
więc podejrzewam, że z żadną nie powinnam mieć problemów:) Jeśli jesteście ciekawi jak balsam sprawdza się w sytuacjach ekstremalnych to pisała o nim też Inga.
Balsam do ust dostępny
jest np. na Jolse gdzie często można
trafić na korzystne promocje:)
Znacie Innisfree Canola Honey Lip Balm Smooth Care
lub inne balsamy do ust tej marki?
Nie miałam nigdy kosmetyków tej marki. Sztyft faktycznie bardzo ładny, też lubię niepachnące i niesmakujące produkty do ust;)
OdpowiedzUsuńMarka bardzo na plus:)
UsuńNiestety ciągle zapominam o produktach do ust, a mam w zapasach pełno różnych balsamów.
OdpowiedzUsuńTrza używać :D
UsuńSztyft całkiem ładny i kuszący :) Ja nie mogę mieć masy pomadek, masełek i innych do ust, bo o nich zapominam. Na razie wystarcza mi rumiankowa pomadka z Alterry oraz kokosowe masełko Nivea :)
OdpowiedzUsuńJa dużo balsamów do ust też nie:) bardziej chodzi o to, że często używam, więc dużo zużywam:)
UsuńKocham ten balsamik, chyba pora kupić kolejny, bo z pomadek w zapasie mam już tylko tą z pikachu xD zastanawiam się tylko czy tą, czy inną wersję ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że też Ci odpowiada, bo w kwestii pomadek czasem mamy inne gusta :)
UsuńRóżnie to z tym gustem u nas bywa bo miewałyśmy wspólnych ulubieńców jak i wspólne buble. Tak jak np masełko Flos-Lek. Ciekawa jestem pozostałych dwóch z serii. Na Pika Pika miałam chęć, ale bałam się, że słaby będzie:P
UsuńNie miałam ich balsamów, ale wygląda ciekawie
OdpowiedzUsuńPolecam:)
UsuńJa ostatnio sięgam wyłącznie po Carmex 😊😊
OdpowiedzUsuńMi nie pasował żaden Carmex. Dla mnie fuj:(
Usuńwcześniej oczywiście o nim nie słyszałam, tak jak Ty używam balsamów do ust w dzień i smaruję nimi wari na noc, są dla mnie jak kremy do rąk, które zużywam hurtowo
OdpowiedzUsuńNo Ty jesteś kremowa zużywaczka:D
UsuńNowość dla mnie :)
OdpowiedzUsuńZawsze coś nowego:D
UsuńMoje usta w obecnym okresie przeżywają koszmar. Wiecznie popękane spierzchnięte. Nie ważne co stosuję to zawsze tak jest. Wszyscy się śmieją, że w każdej torebce i kurtce a nawet w samochodzie mam coś dla moich ust. Będę musiała przetestować tą pomadkę. Świetny wpis. Ja raczkuję dopiero z blogowaniem, ale zapraszam do siebie.
OdpowiedzUsuńMoże wypróbuj maskę Laneige, jest naprawdę mega. A w ciągu dnia ten sztyfcik bardzo pomocny:) Dziękuję i życzę powodzenia.
UsuńBardzo ciekawie się prezentuje ;)
OdpowiedzUsuńA jeszcze lepiej działa;D
Usuńw torebce mam chyba ze 4 pomadki ochronne i używam każdej z nich :P Innisfree lubię za maski w płachcie
OdpowiedzUsuńHoho to ja mam za małe torebki na 4 balsamy:D
UsuńOpakowanie faktycznie ładne :D
OdpowiedzUsuńAktualnie moje usta nie wymagają dodatkowej pielęgnacji, dlatego stosuje tylko peeling z lusha i eosa. Oby tak zostało jak najdłużej :D
https://szopit.blogspot.com
To nic tylko się cieszyć:) A Lush chętnie bym wypróbowała:)
Usuńto coś idealnego dla mnie :)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować:)
UsuńŁadniusi taki miętowy sztyfcik, wpada w oko :) Super, że jesteś zadowolona. Ja na ogół nie używam niczego specjalnego do ust. Ot, od czasu do czasu potraktuję je miodem :)
OdpowiedzUsuńNo nieźle! To moje by już odpadły!:D Pozazdrościć:)
UsuńZaciekawiłaś mnie bardzo, bo nie znam wgl tej marki :) Muszę poszperać w internecie co oni tam jeszcze mają ;)
OdpowiedzUsuńOj mają, sporo:D
UsuńNie miałam jej ale też mam tak że pomadki"są wyprofilowane" do moich ust, nie chce mi się góry i dołu smarować osobno więc między wargi ja daję i tak tworzę profil 😁 idealny dla mnie :P
OdpowiedzUsuńWłaśnie, trzeba dopasować do siebie:D
UsuńMnie kuszą BB tej marki :)
OdpowiedzUsuńA to mnie z kolei nie:D
UsuńNie zamawiam kosmetyków z zagranicznych stron :)
OdpowiedzUsuńJakieś obawy czy tak po prostu nie w Twoim guście?:)
UsuńTy Kochana rzeczywicie jesteś największym balsamowym pożeraczem jakiego znam! :)
OdpowiedzUsuńLubię sztyfty do ust ścięte na prosto. Mogłabym się ciągle nimi myziać :D
Oj jestem haha:D
UsuńMimo ze nie mam problemów ze naskórkiem ust to regularnie używam produktów do ich pielegnacji. Ciekawe czy Jolse będzie miało promocje na BlackmFriday 😀
OdpowiedzUsuńTak, coś mi mignęło w newsletterze i na insta, że -25% na wszystko do 30.11:D
UsuńMarki oczywiście nie znam i nie testowałam;). Jestem do tyłu w temacie koreańskich kosmetyków;). Ale super, że balsam się sprawdził:). Ja mam teraz szyft Sephory - ten różowy wysuwany i powiem Ci, że też fajny:).
OdpowiedzUsuńNie miałam go nigdy :)
OdpowiedzUsuń