Pod koniec maja usłyszałam
o nowych maskach do włosów Garnier
Fructis Hair Food. Od razu mnie zaintrygowały i zaraz na początku czerwca postanowiłam
się zaopatrzyć w dwie wersje – Banana i
Papaya. Właściwie to zależało mi głównie na bananie, ale stwierdziłam, że a
niech będą dwie;) Dostałam sporo pytań odnośnie tej serii, więc stwierdziłam,
że pokrótce opiszę swoje wrażenia. Czy warto przekonać się do Hair Food?
Garnier Fructis Banana Hair Food
Maseczkę otrzymujemy w
plastikowym żółtym słoiczku o bardzo pozytywnej szacie graficznej i dużej pojemności,
bo aż 390ml. Muszę przyznać, że przez tą pojemność wahałam się czy przygarnąć
aż dwie wersje. Ale stwierdziłam, że po pierwsze się z kimś podzielę, a po
drugie włosy mam coraz dłuższe, więc potrzebuję więcej tego typu produktów;) Tym bardziej, że chcąc trochę wypłukać kolor myłam włosy nieco częściej niż zwykle. Po
trzecie, dobrze wspominam serię Botanic Therapy, więc liczyłam, że się nie
zawiodę;) Wybór był więc prosty;) Przez tak dużą pojemność opakowanie jest
nieco toporne, ale nie utrudnia wydobywania produktu etc.
Pewnie zastanawiacie
się skąd chęć na banana? Maska posiada właściwości odżywcze i przeznaczona jest
do włosów bardzo suchych, więc niekoniecznie do moich, ale ja nie przywiązuję
aż takiej wagi do zaleceń producenta;) A na banana zdecydowałam się, ponieważ
jakiś czas temu wyszła bananowa seria do ciała The Body Shop, a że po pierwsze
nie dostałam na nią zniżki, a po drugie nie chciało mi się tam jechać to
pomyślałam, że póki co zdecyduję się na garnierowego banana do włosów;) Poza
tym odczyniłam 2 farbowania w ciągu tygodnia, więc uznałam, że przyda się ten
pokarm dla włosów;) Maska posiada jasną barwę i kremową konsystencję. Choć jest
ona lżejsza niż ta z serii Botanic Therapy. Pewnie dlatego, że można ją
stosować na 3 sposoby – jako maskę, odżywkę lub jako pielęgnację bez
spłukiwania:) Skoro więc produkt ma być typu 3w1 to nie powinien być zbyt
gęsty;)
Najbardziej pewnie ciekawi Was zapach? Otóż nie jest on aż tak bardzo
naturalny jak świeżo obrany banan. Ale zdecydowanie posiada bananową nutę, jest
słodki i bardzo przyjemny. Utrzymuje się przez jakiś czas na włosach, ale nie
jest duszący ani dokuczliwy (przynajmniej w moim przypadku). Jeśli chodzi o
działanie to ja postawiłam na stosowanie jako odżywka lub ewentualnie maska.
Głównie dlatego, że nie lubię zbyt długo czekać z produktem nałożonym na
włosy;) Moje włosy są skłonne do przetłuszczania u nasady, zwłaszcza latem,
więc ważne było u mnie dostosowanie ilości i nie używanie od nasady:) Przy
odpowiedniej ilości Garnier Fructis Banana Hair Food nie obciąża włosów:) Po użyciu włosy ładnie się rozczesują, są
nawilżone i bardziej elastyczne, delikatnie pachną, a przy tym mam wrażenie, że
mniej się wywijają;) Plusem może być też skład, który jest całkiem niezły jak
na niedrogi produkt z drogeryjnej półki. Warto wypróbować nie tylko na suchych
włosach:)
Garnier Fructis Papaya Hair Food
Maseczka Garnier Fructis Papaya Hair Food podobnie
jak jej bananowa koleżanka umieszczona została w plastikowym słoiczku o
pojemności 390ml;) Takie ekonomiczne opakowanie idealne do podziału;) Kwestie
wizualne również nastrajają pozytywnie. Mam nawet wrażenie, że seria Hair Food
wypada bardzo kolorowo w porównaniu z innymi drogeryjnymi produktami do
włosów:)
Konsystencja jest identyczna jak w przypadku banana, czyli kremowa,
ale nie ciężka. Taka w sam raz. Nie przeleci przez palce, ale też nie jest
tłusta jak smalec;) Włosy bardzo dobrze ją chłoną. Zapach jest bardzo
przyjemny. Taki egzotyczny! Niczym drinki z palemkami;) Jest to papaya, ale ja
wyczuwam również ananasa i subtelnego kokosa;) Świetnie skomponowana woń! Również
utrzymuje się przez jakiś czas na włosach:) Podobnie jak w przypadku wersji
banana, tą także możemy stosować jako odżywkę, maskę, lub bez spłukiwania np.
na końcówki. Ja znowu stosowałam typowo jako maskę lub odżywkę, ponieważ bez
spłukiwania mam olejek;) Papaya Hair Food to maska regenerująca przeznaczona do
włosów zniszczonych;) Moje może nie są szczególnie zniszczone. Ale... 2
koloryzacje w krótkim odstępie, a zwłaszcza ta pierwsza nie wyszła im na
zdrowie i sporo włosów mi wtedy wypadło. Produkt regenerujący był więc jak
najbardziej odpowiedni:) Choć muszę przyznać, że za linią Fructis to ja nigdy
nie przepadałam. Dopiero seria Hair Food otrzymała ode mnie wysokie noty;) Ta
wersja również bardzo dobrze się u mnie spisała, może nawet o pół punkta
lepiej:) Produkt nawilża, zmiękcza, wygładza, regeneruje i przyjemnie
nabłyszcza włosy. Nałożony w rozsądnych ilościach nie powoduje obciążenia. Obie
wersje są zdecydowanie warte polecenia:)
Znacie kosmetyki Garnier Fructis
Hair Food? Postawiłybyście
na banana czy papayę?
papaja, banan, kurczę aż zrobiłam się głodna :P
OdpowiedzUsuńSmakowite są :D
UsuńPrzyznam szczerze, że produkty te wzbudziły swego czasu moją ciekawość, ale ostatecznie ich nie kupiłam. Mam całą półkę produktów do włosów, więc na razie się wstrzymam.
OdpowiedzUsuńJa teraz sporo zużywam i z tych jeszcze zrobiłam odlewki bo duże pojemności, więc spoko:) Ale jeśli masz nadmiar to warto się wstrzymać:) To nowość, więc nie ucieknie:)
UsuńPapaja odrobinę bardziej mi się podoba, choć też bym brała obie :D
OdpowiedzUsuńNo papaya dla mnie nawet jakby lepsza ciut:)
UsuńJa bym się skusiła na papaję 😊 A serii Fructis najbardziej lubię szampony jednak.😊
OdpowiedzUsuńMi z kolei te szampony nie zawsze pasowały. Choć pamiętam, że miały super zapachy :)
UsuńNie znam tej linii, ale chyba i banan i papaja przypadłyby mi do gustu : ) Lubię owocowe kosmetyki, zwłaszcza do włosów :)
OdpowiedzUsuńOprócz nich jest jeszcze macadamia i goji:)
UsuńTa bananowa mnie prześladuje :D
OdpowiedzUsuńTrza się skusić :D
UsuńBananowa kusi bardzo :)
OdpowiedzUsuńNie dziwie się;)
UsuńMam wersję bananową i jestem z niej bardzo zadowolona, na pewno kupię ją jeszcze nie raz :)
OdpowiedzUsuńSuper:)
UsuńBardzo chętnie zaopatrzę się w obie wersję, uwielbiam takie zapachy :)
OdpowiedzUsuńJa też;)
Usuńchętnie się na nie skuszę, i ten skład aż z ciekawości przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńPapaję uwielbiam, banana też pewnie za jakiś czas wypróbuję :)
OdpowiedzUsuńPorównasz sobie;)
UsuńNie wiem na ile takie drogeryjne maski dogadałyby się z moimi beznadziejnymi włosami, ale baaaardzo chętnie wwąchałabym się w te pojemniki :D
OdpowiedzUsuńHeheh zapachy obędne;)
UsuńWierzę! :D
UsuńKupiłam sobie bananową, na razie użyłam raz bo kończyłam jeszcze coś innego i na razie nie wiem co o niej myśleć ;) potestuję, to zobaczę :)
OdpowiedzUsuńNo raz to mało na werdykt ;D
UsuńTeż właśnie :/ końce mi się po niej plątały, ale może za krótko trzymałam, czy co...
UsuńA nie wiem, ja długo nie trzymałam:P Może za dużo natury bo ona nie zawsze na włosy dobrze wpływa;)
UsuńWłaśnie wiem xD
UsuńPo co się rozdrabniać... najlepiej wypróbować obie :D
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że rzadko tak robię, ale tym razem musiałam :D
UsuńPapaja! bo szukam czegoś do nabłyszczania ale na razie szkoda mi stacjonarnie dac te 30 zł :D
OdpowiedzUsuńBywają czasem niezłe promocje no i one spore są pod względem pojemności :)
UsuńUwielbiam marke garnier ❤️ Jestem ciekawa tych produktow
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tych maseczka rozne opinie, u innych sie sprawdziły u innych przeciwnie.
OdpowiedzUsuńA to tak zawsze jest:) Nie ma produktu, który by się u każdego sprawdził niestety:)
UsuńNie widziałam ich jeszcze w sklepie, ale chętnie wypróbuję. Zwłaszcza, że już sama myśl o zapachach tych kosmetyków jest zachęcająca.
OdpowiedzUsuńSą już jakoś od maja:)
UsuńMam ochotę wypróbować te maski! Kuszą :D
OdpowiedzUsuńObie fajne:)
UsuńKiedy je zobaczyłam i zobaczyłam analizę składu, to chciałam je mieć. Teraz to już je pragnę :DD
OdpowiedzUsuńNo składziki podobno zadowalają nawet tych eko:P
UsuńKusi mnie ta maska☺
OdpowiedzUsuńDwa farbowania w ciągu tygodnia? Coś się musiało dziać;)
OdpowiedzUsuńCo do samego fructisa, bardzo wysuszał mi włosy, te maski jednak kuszą...i to nie tylko składem:D
pozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy:)
Oj działo :D pierwsze wyszło dziwnie i musiałam ratować sytuację:D
UsuńTeż byłam bardzo ciekawa tych Garnierków - po Twojej recenzji mam jeszcze większą okazję na wariant bananowy i pewnie go kupię, wydaje się być dla mnie odpowiedni, szczególnie po tym jak napisałaś, że włosy mniej się wywijają :)
OdpowiedzUsuńMi bardzo przypadła do gustu :)
UsuńSłowo banan i mango w kosmetykach działa na mnie i od razu chce dany produkt mieć u siebie :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest:D
UsuńGdybym nie miała trzech masek do włosów ustawionych na wannie, na pewno na któregoś bym się skusiła. I chyba prędzej na banana, bowiem mam miłe wspomnienia z tego typu maskami - w końcu wersja bananowa z Kallosa jest jedną z moich ulubionych :)
OdpowiedzUsuńA to ja akurat Kallosa nie lubiłam :)
UsuńJa nie specjalnie lubię Garniera :/
OdpowiedzUsuńlubię szampony i odżywki Fructis więc pewnie z tych też byłabym zadowolona tak, jak ty :)
OdpowiedzUsuńZapach banana wzbudza u mnie odruch niestety wymiotny dlatego to jedyna z masek której nie spróbowałam, ale zakochałam się w ich , moje włosy bardzo je lubią ;)
OdpowiedzUsuńwcześniej nie sięgałam po produkty od Garnier, ale teraz się zdecydowałam na tę maskę bananową i jestem bardzo ciekawa jak się u mnie sprawdzi, mam nadzieję, że będzie super :D
OdpowiedzUsuńLubię produkty do włosów Garniera, więc czuję się zachęcona :)
OdpowiedzUsuńJa polecam na razie jagody goji z tej serii
OdpowiedzUsuńMoże się skuszę. ;) Wybieram papayę.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się że wybrałabym banana.
OdpowiedzUsuńAle to musi obłędnie pachnieć!
OdpowiedzUsuńTeraz jest szał na te maski, wszędzie je widzę, więc pewnie prędzej czy później też spróbuję :)
OdpowiedzUsuńJa wybrałabym wersję bananową. Od dawna mam na tę maskę ochotę, ale nie kupuję narazie nic do włosów, bo mam zapasy :P
OdpowiedzUsuńMuszę mieć obydwie :D
OdpowiedzUsuńAkurat te dwie bardzo polecane są w środowisku kreconowlosych :) Ja je z pewnością zakupie tylko dokończę to co jest otwarte :)
OdpowiedzUsuńChce maskę bananowa!! Pycha 😍 Haha
OdpowiedzUsuń