Bielenda nie przestaje zaskakiwać i muszę przyznać, że
od czasu do czasu sama chętnie próbuję ich nowości:) Nie bez echa przeszła u
mnie seria Fresh Juice, z której
ochoczo wybrałam coś dla siebie:) Żeby nie było nudno, postawiłam na dwa
produkty w dwóch wersjach zapachowo-składnikowych;) Jak wypadła rozświetlająca hydro-esencja z bioaktywną
wodą cytrusową oraz nawilżający płyn
micelarny? Już biegnę opowiadać;)
Bielenda Fresh Juice rozświetlająca hydro-esencja z bioaktywną wodą cytrusową ananas
Długa
nazwa jak na Bielendę przystało, ale przebrnęliśmy dzielnie!;) Jest to produkt
inspirowany azjatyckimi rytuałami piękna. No i fajnie, bo pielęgnacja „po
azjatycku” wcale nie musi być oparta w 100% na kosmetykach azjatyckich. Sama z
powodzeniem stosowałam wieloetapową pielęgnację jeszcze na długo przed tym,
zanim udało mi się wyodrębnić jakiekolwiek azjatyckie perełki;) Choć trzeba
przyznać, że z czasem ta pielęgnacja stała się bardziej rozbudowana i dołączyły
do niej np. maski całonocne i esencje;) Esencja to produkt, po który sięgam
bardzo chętnie i moim tegorocznym koreańskim hitem zdecydowanie jest Secret Key. Nie ukrywam jednak, że po
esencję Bielendy sięgnęłam z dużą ciekawością, ale i lekkimi obawami, co do
tego czy spełni moje oczekiwania. Ze wszystkich trzech wersji zdecydowałam się
na rozświetlającą. Jest ona przeznaczona do cery pozbawionej blasku. Ma
zapewniać skórze natychmiastowe orzeźwienie, wspierać redukcję przebarwień,
rozświetlać cerę, działać antyoksydacyjnie, odświeżać i wygładzać skórę;) Nie
jest ona tak do końca przeznaczona do mojego typu cery, ponieważ przebarwień
nie mam i moja skóra jest raczej zdrowa. Ale odrobina rozświetlenia jeszcze
nigdy mi nie zaszkodziła;) A mając cerę w niezłym stanie, tak na dobrą sprawę
mogę dość sprawnie żonglować produktami i układać swoje autorskie plany
pielęgnacyjne;) Dodatkowym atutem przy wyborze był zapach ananasa, a akurat
dawno nie miałam kosmetyku o tym zapachu. Swoją drogą kiedyś nie lubiłam
ananasów, ale… nie lubisz to polubisz;)
Duży
plus za radosną szatę graficzną. Zarówno kartonik jak i sama butelka, wizualnie
do mnie trafiają. Zresztą cała seria Fresh
Juice od Bielendy prezentuje się
świetnie. Tak wakacyjnie i soczyście;) Pojemność butelki to 110ml, czyli sporo,
ale te koreańskie również do malutkich nie należą. PAO to 8 miesięcy i już
widziałam narzekania, że nie uda się zużyć w terminie. Ale moim zdaniem kto
używa sumiennie, ten zużywa i kropka:P A jak raz na tydzień to nie dziwota;) Mam
małe zastrzeżenie co do dozowania, ponieważ niestety resztki płynu zasychają
przy otworze i co jakiś czas trzeba go zeskrobać i przepłukać. A
nie lubimy tracić czasu na pierdoły;)
Esencja posiada wodnistą konsystencję,
ale nie należy do najlżejszych jakie znam;) Nie jest to taka totalna woda. Na
mojej skórze trochę się lepi. Mówi się, że prawdziwa azjatycka esencja jest
lekka jak woda, ale to też nie do końca prawda, ponieważ miewałam produkty,
którym bliżej było nawet do kremu niż wody;) Esencja Bielendy pod względem
konsystencji to dla mnie coś pomiędzy esencją, a serum. Taka lekko zagęszczona
woda. Przyjemnie się rozprowadza. Choć podczas aplikacji sprawia wrażenie jakby
delikatnie, miejscowo się pieniła. Uczucie subtelnej lepkości po nałożeniu jest
dla mnie minusem, ale zawsze dociskam jeszcze skórę dłońmi usprawniając
wchłanianie kosmetyku. Dodatkowo staram się mieć tak ułożoną pielęgnację, żeby
ostatni krok (krem lub maska całonocna) skutecznie znosił uczucie lepkości
(świetnie robią to zwłaszcza kremy i maski o konsystencji żelu). Producent
rekomenduje stosowanie samodzielne lub pod krem. Sama esencja to
raczej słaby pomysł, ponieważ nie zapewni skórze odpowiedniej pielęgnacji, a na
dłuższą metę takie używanie może nawet pogorszyć jej stan;) Ale w połączeniu z
kremem, a najlepiej wieloetapową pielęgnacją jak najbardziej! Komfort stosowania
jest tutaj niższy niż przy Secret Key, ale nie mogę powiedzieć żeby to był zły
produkt. Zwłaszcza w tej półce cenowej. Esencja jest przyjemna w stosowaniu i
bardzo dobrze współpracuje z innymi kosmetykami, takimi jak serum, krem czy
maska całonocna. Próbowałam jej w różnych konfiguracjach, czyli np. w opcji
full albo np. tylko pod krem. Przebarwień nie mam, więc się nie wypowiem. Moja
cera nie jest też raczej pozbawiona blasku (chyba, że po zarwanej nocy albo stresującym
dniu), ale to przyjemny i wart poznania produkt. Jakby tu powiedzieć tanie „esencjowanie”;)
Na pewno wspomaga rozświetlenie cery, która staje się
gładsza i wygląda świeżo. Nawilżenie niewystarczające, ale od tego są dalsze
kroki;) A zapach ananasa? Nie jest taki do końca naturalny, ale podoba mi się. To
jak długo utrzymuje się na skórze zależy od tego, co nałożymy po nim, ale nie
należy on do szczególnie uciążliwych. Myślę, że mimo drobnych wad, spokojnie
mogłabym się pokusić o kolejną buteleczkę. Z tego, co czytałam u którejś z
dziewczyn, skład również jest całkiem do rzeczy.
Bielenda Fresh Juice nawilżający płyn micelarny pomarańcza
Na ogół dobrze wspominam płyny micelarne
Bielendy, więc bez głębszego zastanowienia postawiłam na ten z linii Fresh
Juice. Dla odmiany pomarańcza, bo gdyby np. zapach esencji ananasowej mi się
nie spodobał to przynajmniej miałabym micel o innym zapachu;) Główka pracuje;)
Szczęśliwie jednak oba zapachy przypadły mi do gustu. Pomarańczka pachnie
świeżo i delikatnie. PAO to w tym wypadku 6 miesięcy i też na spokojnie można
zużyć. Do wyboru są obecnie pojemności 500ml i 100ml, choć na ten mały jakoś
nigdzie nie mogę trafić. Micel ma konsystencję typowej wody i po użyciu
rzeczywiście można doświadczyć uczucia nawilżenia. Ale cóż z tego skoro płyn
micelarny i tak należy potem zmyć? Niemniej najważniejsze, że nie wysusza i nie
podrażnia. Ja jestem specyficzną użytkowniczką płynów micelarnych, ponieważ nie
używam ich do zmywania tuszu. Uważam, że większość z nich jest do tego za słaba
i sama stosuję ściereczkę do demakijażu już bardzo długo;) Potrzebuję jednak
micela do „patyczkowania powiek”, czyli usunięcia tego, co wyjechałam sobie
wesoło tuszem na powiece (a jako ofiara tuszu, z reguły wyjeżdżam spektakularnie;))
i do demakijażu samej twarzy, czyli najczęściej pudru albo kremu BB. Zdarza mi
się też zmyć micelem cienie, ponieważ z tym nie ma na ogół problemu;) Puder czy
krem BB schodzi naprawdę gładko, z „wyjechanym” tuszem też luzik.
Samego tuszu zmyć nim nigdy nie próbowałam. Ale usiłowałam np. zmyć produkty do
brwi typu kredka czy pisak i tu już tak kolorowo nie jest, ponieważ trzeba
poprawić szmatką;) Z pomadkami też jest średnio. Ciężko mi nim było usunąć
także swatche pomadek Bell;) Cały czas zostawała różowawa poświata na ręce. Tak
więc zależy do czego używamy micela. Z długotrwałymi pomadkami radzi sobie
bardzo średnio;) Ja go kupiłam głównie do twarzy i do „patyczkowania”, więc nie
jestem zbytnio zawiedziona, ale testowanie go na niektórych produktach lekko
nadwyrężyło moje nerwiki;) Co zrobisz, nic nie zrobisz;) Osoby stosujące mocną
tapetę niech się lepiej dwa razy zastanowią;) Dla pudernic jak najbardziej w porządku;)
Znacie
kosmetyki Bielenda Fresh Juice?
Mają naprawdę ładne opakowania. Jestem ich ciekawa :)
OdpowiedzUsuńTo fakt;)
UsuńLubię płyny micelarne tej marki, a że się maluję delikatnie lub wcale to raczej byłby dla mnie wystarczający :)
OdpowiedzUsuńDla mnie ogólnie też jest wystarczający, bo micelem zmywam tylko makijaż twarzy, a resztę najczęściej jadę ściereczką;) Ale jak ktoś lubi wszystko zmyć micelem to może się rozczarować ;)
UsuńNa esencję chyba się skuszę za jakiś czas, ale akurat na limonkową, bo za ananasem nie przepadam. Płyn micelarny mam właśnie ten limonkowy i bardzo dobrze mi się sprawdza 😊
OdpowiedzUsuńJa może wypróbuję jeszcze limonkiwą;)
UsuńMam te serię i sprawdza się u mnie świetnie.
OdpowiedzUsuńTo super;)
UsuńNajbardziej ciekawi mnie ten płyn micelarny :)
OdpowiedzUsuńZawsze można wypróbować;)
UsuńOpakowanie ładne, mi by służył do porannej pielęgnacji, ale mam żel póki co, więc musi poczekać. 8 miesięcy na zużycie to za mało?! Może ktoś używa codziennie inny, albo dokładnie raz na tydzień. U mnie płyny micelarne bardzo szybko schodzą :)
OdpowiedzUsuńŻel to swoją drogą, bo przecież płynem micelarnym robi się tylko demakijaż, a nie myje twarz:) 8 miesięcy tyczy się esencji. Ale masz rację - niestety niektórzy codziennie używają czegoś innego i potem nic dziwnego, że nic nie zużywają do końca:D
UsuńBardzo ładne opakowania.
OdpowiedzUsuńŁadne;)
UsuńOba czekają u mnie na przetestowanie. Ciekawa jestem, co z tego wyniknie ;)
OdpowiedzUsuńO, to jeszcze kisisz. A myślałam, że wymienimy się wrażeniami😁
UsuńNom, jakoś ciągle testuję coś innego 😂
UsuńJa czasem ponad rok coś kiszę🙈
UsuńBielenda szaleje z nowościami. Kusi mnie ta seria :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ciagle coś nowego :)
UsuńPłyn u mnie identyczny czeka w zapasach, ale esencji używam limonkowej i jakoś póki co mam mieszane uczucia, ale używam jej od niedawna, więc czas na osąd jeszcze przyjdzie ;D
OdpowiedzUsuńJeszcze się rozkręci :D
UsuńTeż jestem ciekawa tej serii bo przyciąga mnie już samym kolorem :) Lubie Bielende
OdpowiedzUsuńTeż ogólnie lubię :)
UsuńA u mnie płyn bardzo dobrze się sprawdza , a mam raczej full makeup :D Esencji nie próbowałam, może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńMoże ja miałam pecha hehe
UsuńPrezentuja sie naprawde pieknie i letnio, mam wielka ochote sama je poznac :D
OdpowiedzUsuńNa pewno warto wypróbować mimo pewnych wad ;)
UsuńU mnie te produkty sprawdzają się świetnie! 🙂
OdpowiedzUsuńSuper:)
UsuńEsencję mogłabym spróbować. Do mnie zresztą przemawia ta seria i wizualnie jest naprawdę fajna :).
OdpowiedzUsuńTo prawda;) ogólnie udana, po prostu ma swoje minusy;)
Usuńinteresował mnie ten płyn, ale jako że lubię mocny makijaż to raczej opcja nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńNo może być ciężej z niektórymi produktami;)
UsuńMają świetne opakowania, a że na kupuję oczami, to kuszą mnie :)
OdpowiedzUsuńTeż tak nieraz mam;)
Usuńaaaa czyli z esnecją za dużo roboty bo ja nie wiem czy coś bym pod nią jeszcze dawała bo ostatnio na to leniwa jestem a micel dla mnie, za zapach a tynku mocnego nie kładę (chyba że na randkę) ale moze znajdę tą 100 to wypóbuję bo pół litra nie chce ;D
OdpowiedzUsuńRaczej na nią, bo esencja jest pierwszym krokiem zaraz po toniku:) Dla mnie też jest spoko, bo micela używam do samej twarzy, ale jak próbowałam zmyć coś mocniejszego albo swatche to już zaczynały się schody;)
UsuńJak dla mnie to jest naprawdę świetna seria i zdecydowanie jest warta uwagi :) Świetnie orzeźwia twarz :)
OdpowiedzUsuńCałkiem fajna, ale ma swoje wady:)
Usuńja to już nie nadążam za nowościami Bielendy, esencja najbardziej mnie ciekawi
OdpowiedzUsuńMiałam już nie raz produkty bielenda i u mnie się sprawdzał. Ale tej serii jeszcze nie testowałam.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ta linia ma piękną szatę graficzną. Mnie kręci w każdym razie:). Wypróbowałabym chętnie płyn i esencję. Pewnie się skuszę najpierw na płyn.
OdpowiedzUsuńJuż same opakowania na tyle przykuwają uwagę, że aż chce się je wrzucić do koszyka. Ja byłam bliska kupna tej esencji, ale ostatecznie przystopowałam. Tylko nie wiem na jak długo :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam ten płyn micelarny :D
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawi mnie ta linia :-*
OdpowiedzUsuńmam ochotę w koncu przetestować te serię :)
OdpowiedzUsuńOj kusi mnie ta seria i to bardzo :)
OdpowiedzUsuńEsencja mnie zachwyciła, micela nie miałam :)
OdpowiedzUsuń