Raz na
jakiś czas pokazuję nowe albo bardziej egzotyczne koreańskie marki, ale firma Missha
jest zapewne znana wszystkim, którzy choć troszkę siedzą w temacie #kbeauty;) Jakiś
czas temu zainteresowała mnie seria Artemisia, ale pomyślałam, że to może
później i postawiłam na nową esencję Missha Time Revolution The First Treatment
Essence RX. Jest to odnowiona wersja, wydana w 2019 roku;) Do pozostałych
nie mam niestety porównania, ale napiszę, jakie są moje odczucia względem tej
nowej:) Nie wiem jak Wam, ale mnie ona ostatnio wyskakuje niemal z lodówki,
tzn. głównie, jako reklamy sklepów na Insta i FB;) Wszędzie jest zachwalana,
więc wychodzi na to, że dokonałam dobrego wyboru;)
Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX
Esencja zawiera aż 95% sfermentowanych drożdży. Pomagają one nawilżyć,
zregenerować, a także ukoić zniszczoną skórę. Esencja ma również działanie
ujędrniające i rozjaśniające. Dzięki zastosowaniu podwójnej fermentacji działa
intensywniej, a składniki lepiej się wchłaniają. Kosmetyk poprawia kondycję
skóry, wygładza, rozświetla, a nawet łagodzi objawy trądziku. Dodatkowo w
składzie znajdziemy również Liściokwiat oraz ekstrakt z ryżu, niacynamid i
ceramidy. Esencja ma również zapobiegać powstawaniu zmarszczek mimicznych i
kontrolować nadmierne wydzielanie sebum.
Skład: Yeast Ferment
Extract, 1,2-Hexanediol, Nicotinamide, Bifidus Ferment Filtrate, Oryza Sativa
Extract, Pearl powder, Aqua, Diethoxyethyl succinate, Propanediol, Sodium PCA,
Ethylhexylglycerin, Adenosine, Polyquaternium-51, Butylene Glycol, Vinegar,
Glycerol, Ceramide 3, Cholesterol, Hydrogenated lecithin, Xantham Gum.
Esencję
otrzymujemy w kartonowym opakowaniu. Wewnątrz znajdziemy 150ml butelkę z
mrożonego szkła, której otwór jest bardzo dokładnie zabezpieczony. Ja musiałam
go „odbezpieczyć” nożyczkami, bo było mi szkoda paznokci. Butelka należy do
tych eleganckich, ale średnio ją lubię, ponieważ jest ciężka i przez to
nieporęczna;) Wolałabym też dozowanie za pomocą pompki, ale w sumie już się
przyzwyczaiłam do tego wylewania przez otwór. W tym przypadku na szczęście nie
jest on przesadnie wąski, więc można dość sprawnie wylać odpowiednią ilość na
dłoń lub wacik. Poza tym ciężko ją się fotografuje, a jak jakieś opakowanie
bardziej mi się podoba to zawsze robię więcej zdjęć;) Butelka ładna, ale
niekoniecznie do pokazywania na zdjęciach;)
Konsystencja
esencji to typowa woda, choć w kontakcie ze skórą sprawia wrażenie takiej nieco
odżywczej, (jeśli w ogóle można tak powiedzieć o wodzie;)). Esencja jest
bezwonna, co stanowi mój ulubiony zapach. Oczywiście lubię też te aromatyczne,
ale bezwonność za zwyczaj jest dla mnie pełną gwarancją delikatności i
komfortu stosowania. Wiem jednak, że dla niektórych brak zapachu jest dużą
wadą.
Nową esencję
Missha Time Revolution The First Treatment Essence RX wdrożyłam do
swojej wieczornej pielęgnacji. Choć czasem zdarzało mi się jej używać zamiennie
rano, ponieważ miałam jeszcze drugą, polską esencję. Nigdy nie stosowałam jej
solo, gdyż uważam, że takie stosowanie na dłuższą metę jest mało efektywne.
Zawsze więc w pielęgnacji wieloetapowej, po uprzednim dokładnym demakijażu i
oczyszczeniu cery. Na początku najpierw używałam toniku, a następnie esencję
aplikowałam palcami. Zauważyłam jednak, że używana zamiast toniku i nakładana
wacikiem sprawdza się u mnie nawet lepiej. Choć nie wiem, z czego to wynika;) Esencja
rzeczywiście jest ultra-delikatna, wręcz kojąca. Nie wysusza, nie podrażnia. Na
pewno nie obciąża cery i nie zapycha. Delikatnie rozświetla, wstępnie nawilża oraz
wygładza, dobrze przygotowując i ułatwiając aplikację serum i kremu, a także
wspomagając ich działanie. Bardzo przypomina mi esencję Secret Key,
którą stosowałam na początku roku. Nie jestem jedynie przekonana do jej ceny,
tzn. cena na Jolse jest w porządku. Zwłaszcza biorąc pod uwagę tą promocyjną
(a o promocje tam nietrudno). Ale taka cena jak w naszych sklepach to już
według mnie lekka przesada.
Znacie nową esencję Missha? Stosujecie
ten krok w swojej codziennej pielęgnacji?
Ja tam na przykład bardzo lubię bezzapachowe kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńJa też :)
UsuńJa wgl znam bardzo mało kosmetyków Missha, ale ta esencja mnie ciekawi :) na razie planuję artemisię, zwykłą lub w mgiełce ;)
OdpowiedzUsuńTeż myślę nad tą Artemisia:) Ja miałam kilka, więc też nie jakoś wiele, ale to taka marka, którą prawie każdy zna.
UsuńZupełna nowość jak dla mnie! Jestem zaintrygowana!
OdpowiedzUsuńNiestety ceny w polskich sklepach często są mało konkurencyjne. Działanie esencji brzmi bardzo przyjemnie, kto wiem, może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńAno, chociaż to też dlatego, że pewnych kwestii się nie przeskoczy. Siłą rzeczy musi być drożej.
UsuńCzasami nawet i lepiej, że kosmetyki nie pachną, zwłaszcza te pielęgnacyjne, nie ma nic bardziej nieprzyjemnego niż drażniący zapach ;)
OdpowiedzUsuńO tak, zawsze lepiej nic niż jakiś smrodek;)
UsuńZupełna nowość dla mnie ;*
OdpowiedzUsuńhttps://xthy.blogspot.com/
;)
UsuńNie używam esencji, może kiedyś się zdecyduje. Ta wydaje się interesująca ;) i pięknie wygląda :D
OdpowiedzUsuńNo, choć taka niefotogeniczna :D
UsuńCiekawy produkt, choć w cenie w Polskich sklepach bym jej nie kupiła :P. Przy niektórych produktach i wieloetapowej pielęgnacji w sumie dobrze, że nie ma zapachu :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie jakbym miała brać pod uwagę cenę w polskich sklepach to wtedy trochę za drogo jak na taki produkt.
UsuńTo prawda, ja tam lubię brak zapachu. Ale dla niektórych to spory minus:)
Ja mam jedną esencję i jakoś nie umiem się z nią polubić. Ta natomiast wygląda bardzo ciekawie - śliczne opakowanie aż kusi.
OdpowiedzUsuńA jaką? Może nieodpowiednia :(
UsuńZ tej marki zmam tylko i mam kremm BB. Jest fajny :)
OdpowiedzUsuńMiałam miniaturki, ale kolory nie dla mnie:)
UsuńWyglada ciekawie, a co do zapachu ja jednak wybieram te zapachowe kosmetyki przyjemniej mi sie je stosuje :D
OdpowiedzUsuńDlatego o tym wspominam:)
UsuńJa chyba tej marki jeszcze nic nie miałam :D
OdpowiedzUsuńJeszcze nie znam. Ale słowo JESZCZE jest tu kluczowe
OdpowiedzUsuńBrzmi przyjemnie i jak zwykle kusisz mnie kosmetykami kbeauty :)
OdpowiedzUsuńJa lubię bezzapachowe kosmetyki. Choć nie ukrywam, że zapach lubię np. W zelkach pod prysznic. Natomiast cokolwiek do twarzy wolę bez zapachu.
OdpowiedzUsuńNie miałam kosmetyków tej marki, więc muszę się skusić.
OdpowiedzUsuńJa nawet jak w ogóle nie siedzę w tej tematyce to kosmetyki tej marki akurat poznałam :) Byłam w szoku jeśli chodzi o jakość :)
OdpowiedzUsuńEsencje do twarzy to coś, co ostatnio uwielbiam.
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam esencje ta jest na mojej liscie
OdpowiedzUsuń