Lato w pełni! Jak dla mnie
trochę za chłodne, ale i tak udane:) A jeśli lato to filtry? Niekoniecznie.
Wszak niestety powinno się o nich pamiętać przez cały rok;) Szkopuł w tym, że
znalezienie odpowiedniego kremu z filtrem
jest dużo trudniejsze niż w przypadku zwykłego kremu pielęgnacyjnego;) Przynajmniej
mi zawsze coś nie pasuje:) Tym razem na fali fascynacji marką Cell Fusion C oraz pozytywnych
doświadczeń z ich peelingiem enzymatycznym, zdecydowałam się na krem z filtrem Cell Fusion C Laser Suncreen 100 SPF 50+/PA+++, który miałam okazję
poznać wcześniej za sprawą miniaturek;) Na deser mam jeszcze Selvert Thermal After Sun Lotion, czyli
coś do nawilżania ciałka;) Jak się u mnie spisały?
Cell Fusion C Laser Suncreen 100 SPF 50+/PA+++
Krem
zapewnia najwyższą ochronę przeciwsłoneczną – SPF50/PA+++. Polecany jest do
każdego rodzaju cery wymagającej wysokiej ochrony UV. Jego wysoka skuteczność
sprawia, że idealnie nadaje się też, jako krem ochronny po zabiegach medycyny
estetycznej, epilacji, mikrodermabrazji etc. Skuteczność filtra opiera się na
nano-mikrocząsteczkach tlenku cynku, które chronią skórę przed promieniowaniem
UV i wolnymi rodnikami. Dodatkowo zawarte w nim składniki przeciwzmarszczkowe regenerują
i hamują proces starzenia się skóry. Krem rozjaśnia i ujednolica koloryt skóry.
Cell Fusion C Laser Suncreen 100 SPF 50+/PA+++ Został umieszczony
w spłaszczonej białej tubce o pojemności 50ml. W moim przypadku nie miała ona
tendencji do niszczenia. Z wygodą aplikacji również nie było problemów. Jak
przystało na markę Cell Fusion C, szata graficzna jest prosta, przywodząca na
myśl kosmetyki apteczne:)
Produkt posiada
konsystencję lekkiego kremu oraz stosunkowo delikatny, „kosmetyczny” zapach,
który większości nie powinien przeszkadzać;) Ale akurat dla mojego wrażliwego
nosa jest on nieco zbyt długotrwale dający o sobie znać;) Subiektywnie oceniam go,
jako niezbyt przyjemny, ale jestem na tym punkcie wyjątkowo drażliwa;)
Najczęściej poskramiałam go nakładając na twarz puder, ale i tak czułam lekki
powiew zapachu;) Na plus zaliczę jednak fakt, że nie jest to typowy, obrzydliwy
zapach filtra, a taki bardziej kremowy. Ma jednak w sobie coś takiego „staroświeckiego”,
co trochę mi nie gra;)
Zwykle, gdy rozmawiam z czytelnikami lub innymi blogerkami o filtrach to mimowolnie pytam o dwa aspekty – zapach i bielenie. Prawie zawsze dostaję odpowiedzi, że zapach jest w porządku, a krem nie bieli;) Zazwyczaj jednak w to nie wierzę, gdyż mi samej rzadko przypadnie do gustu zapach filtra i część z nich niestety mnie bieli. Problem wynika z tego, że większość osób jest mniej czułych na zapachy oraz ze zdecydowanie jaśniejszymi karnacjami niż moja, a wtedy bielenie nie jest zauważalne;) Są to więc takie dwa punkty zapalne, które zawsze muszę ocenić sama;) Cell Fusion C Laser Suncreen w moim przypadku bieli przeokrutnie! Podczas rozprowadzania na mojej skórze jawi się cała paleta barw. Jestem wręcz sino-różowo-szara:D To trudne chwile dla mnie, bo wyglądam wtedy jakbym potrzebowała ostatniego namaszczenia:D Bardzo też widać jak krem odcina się od jeszcze nieposmarowanych partii;) Powiesz więc… skoro miała wcześniej próbki i wiedziała jak się sprawy mają to dlaczego zdecydowała się na pełnowymiarową tubkę? Dobre pytanie! I tutaj przechodzimy do sedna;) Krem jest lekki, ładnie się wchłania (oczywiście jak na filtr), pozostawiając po sobie delikatną satynową i nietłustą poświatę. Wygląda na twarzy wręcz szlachetnie;) Przez co prezentuje się ona tak naturalnie świetliście nawet bez makijażu. Szczerze jednak przyznaję, że nakładałam nieco mniej niż jest to zalecane. Problem jest jedynie z jego wtopieniem się w moją karnację, ponieważ wymaga to trochę czasu i mimo wszystko zawsze można zaobserwować drobne „odcięcia koloru”. Przy bladych twarzach powinno to być jednak niezauważalne, więc spokojnie. Ale jeśli nie należysz do bladolicych to możesz się zawahać;) Pod względem działania krem spełnił moje oczekiwania. Choć muszę zaznaczyć, że moja skóra nie jest wrażliwa na tym polu ani skłonna do podrażnień posłonecznych czy też do powstawania plam. Nie stosowałam go też typowo do opalania, a bardziej, jako ochronny krem na dzień. Na plus dodam też to, że dobrze współpracuje z resztą pielęgnacji. Może być stosowany, jako ostatni krok w pielęgnacji, czyli po aplikacji tradycyjnego kremu na dzień, ale może go też zastąpić, jeśli nie lubisz zbyt rozbudowanej pielęgnacji. Sam w sobie nałożony po serum pielęgnuje całkiem nieźle. Nie zauważyłam żeby podrażniał lub „zapychał”. Trzeba jednak oczywiście pamiętać o dokładnym oczyszczaniu twarzy wieczorem;) Osobiście nie praktykuję reaplikacji w ciągu dnia, nie mam czasu zmywać makijażu i nakładać go ponownie. Ale zazwyczaj dodatkowo stosuję puder z filtrem i mało przebywam na zewnątrz.
Zwykle, gdy rozmawiam z czytelnikami lub innymi blogerkami o filtrach to mimowolnie pytam o dwa aspekty – zapach i bielenie. Prawie zawsze dostaję odpowiedzi, że zapach jest w porządku, a krem nie bieli;) Zazwyczaj jednak w to nie wierzę, gdyż mi samej rzadko przypadnie do gustu zapach filtra i część z nich niestety mnie bieli. Problem wynika z tego, że większość osób jest mniej czułych na zapachy oraz ze zdecydowanie jaśniejszymi karnacjami niż moja, a wtedy bielenie nie jest zauważalne;) Są to więc takie dwa punkty zapalne, które zawsze muszę ocenić sama;) Cell Fusion C Laser Suncreen w moim przypadku bieli przeokrutnie! Podczas rozprowadzania na mojej skórze jawi się cała paleta barw. Jestem wręcz sino-różowo-szara:D To trudne chwile dla mnie, bo wyglądam wtedy jakbym potrzebowała ostatniego namaszczenia:D Bardzo też widać jak krem odcina się od jeszcze nieposmarowanych partii;) Powiesz więc… skoro miała wcześniej próbki i wiedziała jak się sprawy mają to dlaczego zdecydowała się na pełnowymiarową tubkę? Dobre pytanie! I tutaj przechodzimy do sedna;) Krem jest lekki, ładnie się wchłania (oczywiście jak na filtr), pozostawiając po sobie delikatną satynową i nietłustą poświatę. Wygląda na twarzy wręcz szlachetnie;) Przez co prezentuje się ona tak naturalnie świetliście nawet bez makijażu. Szczerze jednak przyznaję, że nakładałam nieco mniej niż jest to zalecane. Problem jest jedynie z jego wtopieniem się w moją karnację, ponieważ wymaga to trochę czasu i mimo wszystko zawsze można zaobserwować drobne „odcięcia koloru”. Przy bladych twarzach powinno to być jednak niezauważalne, więc spokojnie. Ale jeśli nie należysz do bladolicych to możesz się zawahać;) Pod względem działania krem spełnił moje oczekiwania. Choć muszę zaznaczyć, że moja skóra nie jest wrażliwa na tym polu ani skłonna do podrażnień posłonecznych czy też do powstawania plam. Nie stosowałam go też typowo do opalania, a bardziej, jako ochronny krem na dzień. Na plus dodam też to, że dobrze współpracuje z resztą pielęgnacji. Może być stosowany, jako ostatni krok w pielęgnacji, czyli po aplikacji tradycyjnego kremu na dzień, ale może go też zastąpić, jeśli nie lubisz zbyt rozbudowanej pielęgnacji. Sam w sobie nałożony po serum pielęgnuje całkiem nieźle. Nie zauważyłam żeby podrażniał lub „zapychał”. Trzeba jednak oczywiście pamiętać o dokładnym oczyszczaniu twarzy wieczorem;) Osobiście nie praktykuję reaplikacji w ciągu dnia, nie mam czasu zmywać makijażu i nakładać go ponownie. Ale zazwyczaj dodatkowo stosuję puder z filtrem i mało przebywam na zewnątrz.
Dobra wiadomość jest taka,
że kosmetyki Cell Fusion C dostępne są w Topestetic,
więc można je sprawnie zamówić z darmową dostawą mimo pandemii;)
Selvert Thermal After Sun Lotion
After
Sun Lotion przeznaczony jest do skóry po kąpieli słonecznej. Dzięki zawartości
alantoiny i pantenolu łagodzi podrażnienia oraz przynosi komfort opalonej
skórze. Dodatkowo zawiera aloes i witaminę E, które zapewniają skórze
odpowiedni poziom nawodnienia. Balsam przedłuża również trwałość opalenizny.
Selvert Thermal After Sun Lotion opakowany został w małą, zgrabną 75ml
tubkę. Takie balsamy to ja zjadam na śniadanie:D Wiedziałam więc, że zbyt długo
go nie poużywam;) Myślę jednak, że dla niektórych taka kompaktowa pojemność
będzie dodatkowym atutem. Lotion posiada kremową konsystencję, która bardzo
ładnie się wchłania, nie pozostawiając na skórze uczucia tłustości i lepkości. Jego
zapach jest aloesowy, ale nie taki typowo świeży i naturalny, a bardziej
„kosmetyczny” z kremową nutką. Woń ta nie jest męcząca i dość szybko się ulatnia,
co uznaję za plus;)
Nie stosowałam go typowo
po opalaniu, ponieważ nie miałam ku temu specjalnie okazji. Wychodzę jednak z
założenia, że nawilżenie zawsze w cenie i staram się stosować balsamy
regularnie. Zwłaszcza, że skóra mojego ciała ma tendencję do przesuszenia. Zresztą
muszę przyznać, że nawet gdybym się opalała to i tak nie mam skłonności do
podrażnień słonecznych. Lotion bardzo dobrze nawilża pozostawiając skórę miękką
i gładką na dłużej. Dobrze się sprawdza również po depilacji:)
Znasz krem z filtrem Cell
Fusion C Laser Suncreen 100 SPF 50+/PA+++ lub balsam Selvert Thermal After Sun
Lotion? Pamiętasz o stosowaniu filtrów?
Ten filtr miałam w zeszłym roku i dobrze go wspominam. W tym roku też korzystam z tej marki, ale mam inny wariant :)
OdpowiedzUsuńJa jeszcze myślałam o tym niebieskim.
UsuńOba produkty są dla mnie nieznane
OdpowiedzUsuń:)
UsuńU mnie tak samo ważny jest zapach i bielenie, dlatego jestem cholernie wybredna co do kremów z filtrem. Nie przemawiają do mnie te "z dobrym składem" na przykład :)
OdpowiedzUsuńOj tak, prawdziwa przeprawa z tymi filtrami;)
UsuńNie znam obu tych kosmetyków ;)
OdpowiedzUsuńA któryś Cię zainteresował?
UsuńKosmetyków nie znam, ale staram się pamiętać o stosowaniu filtrów.
OdpowiedzUsuńTo super:)
UsuńJa poprosze zdjęcie w tych barwach sino różowych szarych :D Nie lubię wszystkiego co bieli więc ja to bym trupem była :D
OdpowiedzUsuńWątpię, że udałoby mi się to uchwycić, ale możesz wierzyć, że tak jest:D Też nie lubię bielenia.
UsuńDobra ochrona to podstawa :)
OdpowiedzUsuńTo prawda;)
Usuńbęde musiała zrobić zakupy, bo ja o ochronie zwykle zapominam...
OdpowiedzUsuńNo to warto uzupełnić kosmetyczkę w takim razie;)
UsuńJa staram się przez cały rok stosować naturalne filtry fizyczne, po te chemiczne sięgam tylko latem.
OdpowiedzUsuńJa częściej chemiczne.
Usuńmiałam próbkę tego kremu z filtrem, bardzo mi się podobał, zdecyduję się chyba na zakup pełnowymiarowy. Też mam taką roślinkę w uroczej doniczce!
OdpowiedzUsuńJest dobry, chociaż nie bez wad:)
UsuńW Topestetic zawsze można znaleźć ciekawe perełki :)
OdpowiedzUsuńTo prawda;)
UsuńNam ten filtr Cell Fusion C i cóż mogę powiedzieć... Białego nic nie wybieli xD
OdpowiedzUsuńDlatego tak trudno mi doradzić:D
UsuńTego kremu nie znam, ale już czytałam kilka pozytywnych recenzji :) :)
OdpowiedzUsuńMa swoje plusy:D
UsuńCell Fusion C czy Selvert?;)
OdpowiedzUsuńU mnie filtry w lecie to podstawa bo mam bardzo wrażliwą skórę :)
OdpowiedzUsuńMożesz mnie zamordować, ale u mnie z filtrami różnie... na co dzień gdy siedzę tylko w domu lub wychodzę na chwilę to ich nie stosuję. Ale oczywiście jeśli wiem, że spędzę więcej czasu na słońcu to zawsze. Przestałam tak szaleć z filtrami gdy okazało się, że przy suplementacji witaminą D mój poziom tej witaminy jest i tak krytyczny :D
OdpowiedzUsuńTen balsam po "kąpieli słonecznej" chętnie bym u siebie znalazła.
OdpowiedzUsuńJa jestem bardzo wrażliwa na słońce, spiekam się na raka nawet jak wyjdę na pięć minut z odkrytą jakąkolwiek częścią ciała, więc to zdecydowanie coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuń