Moje pierwsze spotkanie z marką Creamy miało miejsce latem ubiegłego roku, kiedy to dostałam zestaw miniatur wraz z łyżeczką do kremu w prezencie;) Produkty zrobiły na mnie dobre pierwsze wrażenie, a na mojej wishliście znajdował się jeszcze hydrolat z czarnej porzeczki. Zimą udało mi się go poznać, a dodatkowo postawiłam jeszcze na kojącą maseczkę-krem na noc Cherish Me. Czy jestem zadowolona z tego duetu?
Creamy Hydrolat z czarnej porzeczki
Jest
to tonizująca woda roślinna z gałęzi i pąków czarnej porzeczki, otrzymana w
wyniku destylacji z parą wodną. Hydrolat przeznaczony jest do każdego typu
skóry, ale przede wszystkim normalnej, tłustej i dojrzałej. Jego pH wynosi
pomiędzy 4 a 5,5. Posiada działanie przeciwstarzeniowe, przeciwzapalne,
redukujące zaczerwienienie oraz antybakteryjne. Wykazuje także właściwości
antyoksydacyjne. Może być stosowany nie tylko na twarz, ale również na
podrażnioną i przesuszoną skórę głowy. Działa kojąco, łagodząco, nawilżająco,
odświeżająco oraz zmniejsza stany zapalne i zaczerwienienia. Zawartość wody w produkcie to 0,03%.
Gdy kilka miesięcy temu trafiły do mnie miniatury Creamy, zachwyciły mnie ich eleganckie, czarne opakowania:) Może nie jestem największą fanką czerni, ale naprawdę bardzo mi się spodobały. Zdecydowanie wyróżniały się na tle innych kosmetyków naturalnych. Jakiś czas temu opakowania przeszły jednak mały lifting i w moim odczuciu jest to zmiana na minus. Nadal prezentują się bardzo ładnie. Ale mają przyklejone rozwijane karteczki z informacjami o produktach, a po ich zdjęciu oczom ukazuje się jeszcze druga etykieta, która ma tendencję do odklejania się i brzydkiego odstawania. Po jakimś czasie zdjęłam, więc i ją, a pod spodem była jeszcze jedna naklejka;) Po odklejeniu tej drugiej zostało lepkie miejsce, więc fajnie gdyby etykiety zostały zmienione na takie, które nie pozostawiają śladów;) Trochę mi zgrzyta to estetyczne niedociągnięcie, więc ustawiłam je w łazience etykietami do tyłu;) Taka mała dygresja.
Poza tym sam hydrolat znajduje się w białym, szklanym opakowaniu less waste z wygodną zatyczką oraz sprawnie działającym atomizerem. Nie wypuszcza on, co prawda tak drobnej mgiełki jak w przypadku produktów koreańskich, ale nie jest źle. Nie ma efektu fontanny:) Pomijając ten nadmiar etykiet, całość prezentuje się elegancko i przyjemnie dla oka. Pojemność to 100ml.
Warto wspomnieć, że produkt można stosować jako pobudzającą i odżywczą mgiełkę hydrolatową pryskając bezpośrednio na twarz. Ale także jako kompres, nasączając nim maskę w płachcie lub można go też aplikować przy użyciu wacika.
Niezwykle rzadko sięgam po
hydrolaty, ponieważ z reguły przeszkadzają mi ich zapachy. Bywa, że są naprawdę
dokuczliwe. Miałam kiedyś np. hydrolat z rumianku i to były dla mnie trudne
chwile;) Zdecydowanie częściej stawiam na koreańskie esencje lub wszelkie
toniki. Ale kiedy przeczytałam „hydrolat porzeczkowy”, od razu zapragnęłam go
posiąść:) Wyobraziłam sobie delikatną, ale jednocześnie owocową woń;) Naiwna
ja:D Cóż, troszkę się oszukałam, gdyż dopiero gdy miałam już produkt w rękach,
doczytałam, że jest to hydrolat z gałęzi i pąków czarnej porzeczki. A to jednak
zmienia postać rzeczy. Na szczęście hydrolat nie należy do tych wybitnie smrodliwych.
Bezpośrednio po rozpyleniu przypomina mi, co prawda woń szarego papieru
toaletowego, ale zapach jest bardzo ulotny. Szybko znika, a dodatkowo łatwo go
całkiem unicestwić, nakładając dalsze kroki w pielęgnacji. W przypadku działania
nie mam żadnych zastrzeżeń. Produkt posiada wodnistą konsystencję, nie
pozostawia po sobie żadnej lepkiej warstwy. Szybko się wchłania idealnie
przygotowując skórę na przyjęcie serum. Wstępnie nawilża, odświeża oraz koi. Jest
przydatny podczas kuracji retinolem, ale sprawdzi się też niezależnie od jego
stosowania. Nadaje się również jako podkład do olejowania włosów:)
Creamy Cherish Me kojąca maseczka-krem na noc
Maseczka na noc posiada właściwości łagodzące, kojące, regenerujące oraz nawilżające. Przeznaczona jest do każdego typu cery. Jej skład został oparty na hydrolacie z czarnej porzeczki, który wykazuje działanie przeciwstarzeniowe oraz fermentowanej wodzie ryżowej, która działa antyoksydacyjnie, przeciwzmarszczkowo oraz uelastycznia skórę. Kalamina i bisabolol łagodzą podrażnienia, a olej moringa działa przeciwzapalnie, przeciwstarzeniowo, nawilżająco oraz regenerująco. Maseczka wzbogacona została także o glinkę fioletową, która wykazuje działanie detoksykujące i jest odpowiednia nawet dla cery wrażliwej.
Creamy Cherish Me kojąca maseczka-krem na noc umieszczona została w czarnym słoiczku o pojemności 40ml, wewnątrz którego znajduje się dodatkowa osłonka chroniąca zawartość. Dostępna jest również wersja 15ml. Produkt posiada charakterystyczny zapach, który przypomina mi woń innego kremu z tej marki. Trudno go do czegoś porównać, ale jest przyjemny i zarazem nietypowy.
Maseczka-krem Creamy posiada różową barwę oraz dość gęstą, nie do końca jednolitą konsystencję, w której wyczuwalne jest coś w rodzaju drobnego piasku;) Dla mnie to minus, ponieważ owe drobinki wyczuwalne są podczas aplikacji i trochę drapią. Maskę trzeba, więc wklepywać, a nie rozsmarowywać. A jeśli dokładnie jej się nie wklepie to potem drobinki częściowo zostają także na twarzy. Co niestety sprzyja dotykaniu skóry. Warto się więc nieco przyłożyć podczas nakładania. Zakładam, że konsystencja jest taka z uwagi na zawartość kalaminy. Nie da się ukryć, że nie należy do najbardziej komfortowych i nie jest to produkt, który mógłby zastąpić krem na dzień. Tak, jak z powodzeniem robią to niektóre całonocne maski do twarzy. Producent zaleca aplikację 2-3 razy w tygodniu. W przypadku cery suchej po 10 minutach należy delikatnie wmasować produkt aż do wchłonięcia. A jeśli masz cerę tłustą po 20-30 min usuń nadmiar maski. Mimo treściwej konsystencji, maska nie należy do tłustych. Nie błyszczy się na twarzy. Przede wszystkim jest to kosmetyk intensywnie odżywczy i regenerujący. Dodatkowo dobrze nawilża i koi drobne podrażnienia powstałe na skutek stosowania kremu z retinolem. Rano cera jest złagodzona i jednocześnie świeża. Produkt stanowi idealny duet z hydrolatem porzeczkowym tej samej marki.
Szeroki wybór kosmetyków Creamy znajdziesz w sklepie Cosibella.pl.
Stosowałaś już kosmetyki Creamy? Używasz hydrolatów i masek-kremów?
Podoba mi się design tej marki jest taki spokojny harmonijny
OdpowiedzUsuńBardzo ładny chociaż zmiany opakowań trochę na minus jak dla mnie.
UsuńNie wiedziałam, że ma takie właściwości.
OdpowiedzUsuńZawsze można się czegoś nowego dowiedzieć;)
UsuńA Ty znowu pokazujesz cuda jakiejś firmy, której totalnie nie znam :D
OdpowiedzUsuńStaram się😉
UsuńEstetyka marki Creamy bardzo do mnie przemawia, kilka lat temu miałam ich kosmetyki ( opakowania w wersji Black)
OdpowiedzUsuńPiękne są te opakowania. Szkoda, że etykiety takie nie do końca dopracowane.
UsuńPodobają mi się bardzo opakowania tych kosmetyków.
OdpowiedzUsuńPrzyciągają wzrok;)
UsuńHydrolat mnie ciekawi :)
OdpowiedzUsuńJest dobry:)
UsuńNajbardziej zaciekawiła mnie maseczka :)
OdpowiedzUsuńNajczęściej jeśli używam hydrolatu to wybieram hydrolat z róży albo aloesu :)
OdpowiedzUsuńHydrolaty uwielbiam, maski całonocne też lubię, więc myślę, że to całkiem fajna opcja dla mnie również:)
OdpowiedzUsuńHydrolat mnie zaciekawił, jeszcze nigdy nie miałam z czarnej porzeczki :)
OdpowiedzUsuńAz mnie zaciwkawily. Musze je wypróbować:)
OdpowiedzUsuńNie lubie drobinek zostawijacych na twarzy :P i produktów o zapachu papieru ;D a tak serio jakoś marka mnie nie kupuje, ani opakowaniem ani działaniem ani zachwytami - nie czuję jej ;D
OdpowiedzUsuńJa właśnie szukam hydrolatu... chętnie sprawdzę, czy ten będzie mi odpowiadał.
OdpowiedzUsuńO matko, zapach szarego papieru toaletowego naprawdę mnie rozbawił :D Myślałam, że tylko ja mam dziwne skojarzenia odnośnie zapachów :)
OdpowiedzUsuń