Przez pierwsze dwa miesiące 2021 co prawda nic nie kupiłam, ale mimo wszystko mam do pokazania kilka styczniowo-lutowych nowości kosmetycznych:) Trochę się rozpisałam, więc nie przedłużając - zapraszam do oglądania i poczytania:)
Zacznę od maseczek w płachcie marki When. Do ich wyprodukowania wykorzystano ekologiczną oraz biodegradowalną kokosową biocelulozę i ultra-miękką bawełnę. Ciekawostką jest to, że arkusz biocelulozowy może pomieścić 100 razy więcej płynu niż sam waży. A zatem jest to 10 razy więcej niż w przypadku zwykłych tkanin. W styczniu wypróbowałam 3 rodzaje masek When.
When Travelmate - biocelulozowa naprawczo-regenerująca maska w płachcie nasączona została intensywnie nawilżającym serum z wodą rumiankową, ekstraktami z arniki, krwawnika i piołunu. Jest ona polecana w okresie wakacyjnym w ramach pielęgnacji po ekspozycji na słońce, wiatr i klimatyzację. Ja jednak sięgnęłam po nią nazajutrz po nocy z retinolem. Ładnie ukoiła i nawilżyła twarz:)
When Present Perfect - liftingująca maska polecana do cery dojrzałej, o działaniu ujędrniającym i antyoksydacyjnym. W składzie znajduje się adenozyna, hydrolizowany kolagen oraz ekstrakt z mango i zielonej herbaty. Poszła u mnie na pierwszy ogień i również zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Po użyciu cera była miękka, gładka, dobrze nawilżona, odświeżona i rozświetlona. Taki wręcz efekt bankietowy, ale przecież w domu też można wyglądać ładnie;)
When Youth Recharger for Neck - maska na szyję z koloidalną platyną, ekstraktem perłowym i enzymatycznym kolagenem. To była dla mnie totalna nowość, gdyż nigdy wcześniej nie miałam maseczki w płachcie do stosowania na szyję;) Budziła, więc we mnie mieszane uczucia przed użyciem. Obawiałam się, że wszystko będzie ociekało esencją i trochę nie wiedziałam jak się do niej zabrać;) Ale była całkiem ładnie dopasowana (płachty do twarzy są dla mnie np. zawsze za duże, bo mam drobną twarz). Materiał bardzo przyjemny, esencji w sam raz, więc nic się nie wylewało poza maskę. Lekko się zsuwała jedynie przy pochylaniu głowy. Szyja była po niej bardzo przyjemna. Taka gładka i elastyczna w dotyku oraz ładnie nawilżona.
Dużą zaletą tych masek są ultra-delikatne zapachy oraz to, że nie pozostawiają lepkiej warstwy. Po każdej wklepałam już tylko odrobinę kremu do twarzy. Skóra ładnie go przyjęła (po niektórych maskach krem mi się roluje) i efekt pielęgnacyjny był naprawdę dogłębny:) Muszę się także zgodzić z tym, że tkaniny są miękkie i przyjemne w dotyku. Maski When dostępne są w Hebe.
Pozostając w temacie kosmetyków koreańskich, można powiedzieć, że ponownie skusiłam się na dwa produkty Dr. Jart+ z linii Ceramidin, czyli Dr. Jart+ Ceramidin Liquid oraz Dr. Jart+ Ceramidin Liquid. Wszak miałam już okazję poznać je wcześniej na podstawie miniaturek. I mimo, że ich zapach nie należy do moich ulubionych to nie można im odmówić skutecznego działania w zakresie wspomagania odbudowy bariery hydrolipidowej, co jest szczególnie przydatne podczas stosowania retinoidów i kwasów. Płatki pod oczy Shangpree możesz kojarzyć zarówno z mojego Instagrama, jak i z wpisu z najlepszymi kosmetykami 2020 roku. Tym razem skusiłam się na wersję zieloną, czyli Shangpree Marine Energy Eye Mask, którą również miałam okazję poznać już wcześniej za sprawą pojedynczych opakowań:)
Zobacz wpisy:
Shangpree Marine Energy Eye Mask
Długo nęciła mnie marka Sensum Mare, ale dostałam cynk, że niektóre ich kosmetyki mają intensywne zapachy. A za tym nie przepadam;) Wstrzymałam się, więc z wypróbowaniem kilku produktów na raz i całkiem zachowawczo postawiłam na całonocną maskę do twarzy Sensum Mare Algomask. To był dobry wybór, ponieważ w przypadku jej zapachu intuicja mnie nie zawiodła:) Dlatego mogłam się cieszyć zarówno delikatną, relaksującą wonią, jak i satysfakcjonującym działaniem w zakresie pielęgnacji twarzy:) Uroczy łabędź w koronie, który spoczywa obok zacnej maseczki to oczywiście mini tusz do rzęs Too Faced Better Than Sex. Dostałam go od Anetki na dobry początek roku:D Wszak przyszedł do mnie wraz z moim ulubionym kalendarzem na biurko, który u mnie był niedostępny. A koleżanka ma akurat talent do zdobywania tego, co nieosiągalne:D
Po latach ponownie spotkałam się też z pudełkiem Birthday Box Premium, którego zawartość była bardzo różnorodna. Od akcesoriów i gadżetów, po kosmetyki:) Jak już ustaliliśmy, świętować można cały rok. Nawet gdy do urodzin daleko:D
Skoro już mowa o prezentach to tak, tak… Także w styczniu do mojej windy (gdzie kurier ma zwyczaj zostawiać paczki), przykicał zajączek z wielkanocnym prezentem od Interendo;) Miały być dwie maseczki, ale niesforny zwierzak przytargał sztuk 5. Cóż, od przybytku masek głowa nie boli:D Owe maseczki to 4 warianty z HydroPeptide, które mocno mnie intrygowały:) Idąc od góry – Balancing Mask, Rejuvenating Mask, Radiance Mask i Miracle Mask. Są na tyle fajnie pomyślane, że można sobie z nimi zrobić multimasking;) Ucieszyła mnie też potężna maseczka Is Clinical Hydra-Intensive Cooling Masque, ponieważ to zdecydowanie marka, która w zeszłym roku zawróciła mi w głowie:) Jest to profesjonalna żelowa maseczka do użytku domowego, która ma za zadanie odżywiać, koić oraz intensywnie nawilżać skórę. Można ją stosować zarówno, jako maskę zmywalną jak i całonocną. Był też koreański rodzynek pod postacią Cell Fusion C Moisture Gel Oint, czyli nawilżającego żelu do twarzy, który ma przywrócić równowagę cery tłustej.
Moon Mood to marka zatrzymania i refleksji:) Idea Moon Mood powstała przy blasku księżyca na plaży w Międzyzdrojach;) To marka stworzona przez kobiety, która zachęca żeby każdego dnia znaleźć czas na bycie tu i teraz oraz docenić ten moment tylko dla siebie. Kiedyś bym z tego kpiła, ale jeszcze na długo przed pandemią dostrzegłam, że potrzebuję bardzo dużo przestrzeni życiowej i czasu, kiedy nie ma mnie dla nikogo;)
Dla mnie mimo pandemii dni mijają jak szalone, ale zawsze znajdę chwilę na wieczorną pielęgnację ciała, w której ostatnio towarzyszyły mi kosmetyki Moon Mood. Produkty mają przyjemne, łatwo rozprowadzające się formuły. Wszystkie łączy zapach, który jest świeży, elegancki i w moim odczuciu trochę mydlany. Ale to takie luksusowe mydełko:D Woń jest czysta i relaksująca. Każdy produkt pachnie nieco inaczej, ale łączy je jedna nuta. Całość dobrze się uzupełnia. Dawno nie spotkałam się z takim zapachem i gdybym powąchała w sklepie to pewnie odłożyłabym na półkę, kwitując, że to nie moje klimaty. Ale używając Moon Mood poczułam się tak „na bogato”;) Mają w sobie jakiś magnetyzm;) Peeling do ciała ma złotą barwę i formułę cukrowej pasty, która jest zwarta i się nie kruszy. Złuszcza skutecznie, ale bez podrażnień. Dobrze odżywia skórę i pozostawia na niej pojedyncze drobinki złota oraz warstewkę ochronną. Kremowa konsystencja żelu pod prysznic była dla mnie miłą odmianą. Przyjemnie się rozprowadza, nie wysusza skóry, a nawet wspomaga jej nawilżenie. Balsam do ciała ma lekką, łatwo wchłaniającą się formułę, ale solidnie nawilża moją suchą skórę. Ja mam osobiste kryterium zwane „efektem zjeżdżalni”. Co znaczy tyle, że po dobrej pielęgnacji zwłaszcza pośladki mają być tak gładkie, że można się na nich ślizgać. Musiałam to w końcu wyznać (test zaliczony:D). Cały zestaw jest idealny na prezent i ja na pewno taki upominek komuś sprawię:)
Wygładzająca maska do stóp ma fajną pojemność - 150ml, a dla mnie to istotne, bo szybko zużywam produkty do pielęgnacji ciała. Najlepiej działa po uprzednim użyciu peelingu. Ja nakładam grubszą warstwę i zakładam swoje specjalne bawełniane skarpetki;) Maska szybko się wchłania i dobrze nawilża stopy. Dodatkowo 10% zawartość mocznika ułatwia złuszczanie naskórka, dzięki czemu przy regularnym stosowaniu stopy stają się coraz gładsze.
Regenerujący krem do rąk poleciłabym bardziej osobom, które lubią kremować dłonie w ciągu dnia;) Sama zwykle smaruję tylko wieczorem, po prostu nie mam takiego nawyku. Jeśli jednak masz odwrotnie to A to ten krem błyskawicznie się wchłania, więc spokojnie nada się np. do „przerzucania” dokumentów, ponieważ ich nie utłuści. Podobnie z obsługą urządzeń. W dodatku poręczne 30ml opakowanie z wygodną pompką jest idealne do postawienia na biurku, żeby mieć je zawsze w zasięgu wzroku?? Dla mnie jednak akurat krem do rąk ma zbyt długotrwały zapach. Dlatego po zastosowaniu na noc nie mogę zasnąć;) Czuję go nawet po kilkukrotnym umyciu rąk, więc w kwestii pielęgnacji dłoni pozostaję przy moim ulubieńcu. Ale wielu długo wyczuwalny zapach kremu do rąk będzie dodatkowym atutem i elementem relaksu. Wszystko zależy od oczekiwań:) Mój nos rządzi się swoimi prawami.
Skoro już jesteśmy przy czerni to Ruda podesłała mi dwa egzemplarze M Brush (07 i 12). Tym samym moja kolekcja liczy już 11 sztuk i do kupienia pozostało tylko kilka;) Widoczne na zdjęciu kosmetyki to zaś kontynuacja mojej przygody z Creamy w postaci Olejku do demakijażu i mycia twarzy Moringa Pure. A z nieznanych mi wcześniej marek mam Serum dla koneserów marki Asoa i Organiczny sok aloesowy MyCeutic, o których opowiem w zbiorczym wpisie:)
W miejsce kremu na noc wskoczył u mnie Germaine de Cappucini Night High Recovery Cream, czyli regenerujący krem na noc, który w swoim składzie zawiera nagradzany kompleks cynkowo-glicynowy. Działa on naprawczo, odmładzająco i regenerująco.
Poszukiwania idealnego SPF nadal w toku;) Nie da się ukryć, że to kategoria, w której mocno wydziwiam. Tym razem wypróbowałam filtry Manaslu Outdoor;) Marka oferuje dwie wersje kremów i przyznam, że obie wizualnie kojarzą mi się z kremami dla mężczyzn. Ale w rzeczywistości „nie mają płci”;)
City Outfoor SPF 30 to „krem miejski”, który nie tylko zabezpiecza przed promieniowaniem UVA i UVB, ale także działa antysmogowo, ponieważ zastosowano w nim naturalny biopolimer chroniący skórę przed wchłanianiem cząsteczek PM 2,5 oraz PM 10. W swoim składzie posiada filtry chemiczne. Krem jest w miarę lekki, sprawnie się rozprowadza i nie bieli. Jego zapach to w moim odczuciu połączenie DKNY Be Delicious i skórzanych nut;) Ładny, ale ja jestem poszukiwaczką filtrów bez zapachu;) Tutaj zapach nie jest jednak męczący. Czuję go do godziny, potem znika bezpowrotnie. Sam krem potrzebuje trochę czasu na wchłonięcie i pozostawia po sobie nieco błyszczącą warstwę. Na pewno nie jest to krem matujący. Nadaje się pod makijaż, ale twarz szybciej się wyświeca. Muszę jednak przyznać, że sam w sobie dobrze pielęgnuje.
Extreme Outdoor SPF 50 to już cięższy kaliber. Dla mnie zbyt bogaty. Poleciłabym go osobom aktywnym, uprawiającym sporty, pracującym w trudnych warunkach lub po prostu wyjątkowo wrażliwym na słońce i jednocześnie potrzebującym silnego odżywienia. Odłożyłam go dla mojego taty, który jest akurat takim wrażliwcem. Ja karnację mam „po mamie”, a on jest zupełnie inny;) Często wraca z czerwoną skórą nawet po koszeniu trawy w lecie. Mimo stosowania najwyższego faktora;) A ja np. nie mam skłonności do poparzeń etc. Inny fototyp skóry.
I to chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o nowości z dwóch miesięcy. Zapraszam też na mój Instagram.
Znasz któreś z moich styczniowo-lutowych nowości? Czy pierwsze dwa miesiące roku obfitowały u Ciebie w jakieś fajne, nowe kosmetyki?
Na ten regenerujący krem do rąk chętnie bym się skusiła.
OdpowiedzUsuńBardzo dużo dla mnie owych kosmetyków, wyglądają całkiem ciekawie: )
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ile wspaniałości, chętnie bym wypróbowała to wszystko :)
OdpowiedzUsuńU Ciebie jak zwykle same smaczki :D
OdpowiedzUsuńbiocelulozowa naprawczo-regenerująca przydałaby mi się tym bardziej że idzie ciepło, a ja lubie się wygrzewać :D
OdpowiedzUsuńBetter Than Sex jestem mega mega ciekawa :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawi mnie serum Nuxe :)
OdpowiedzUsuńTe księżycowe kosmetyki to pierwszy raz widzę, wyglądają ciekawie :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię kosmetyki Sensum Mare, mam trzy i pachną subtelnie :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście:)
UsuńIle tutaj interesujących nowości ;) Uwielbiam o nich czytać
OdpowiedzUsuńJa też:)
UsuńMnie już od jakiegoś czasu mocno ciekawią maski When, może kiedyś w końcu zaspokoję swoją ciekawość i je wypróbuję :) Do tego bardzo w oko wpadły mi kosmetyki marki Moon Mood, mają naprawdę piękną szatę graficzną!
OdpowiedzUsuńZawsze musi być ten pierwszy raz:D
UsuńŚwietne nowości. Najbardziej mój wzrok przykuwają kosmetyki Moon Mood. Piękne opakowania. Do tego kusi mnie peeling pozostawiający drobinki złota.
OdpowiedzUsuńFaktycznie wyróżniają się tymi opakowaniami:) Peeling skończył mi się jako pierwszy;)
UsuńWszystkie bardzo ciekawe, ale nic nie znam. :) U mnie co drugi miesiąc wypaśny, żeby była równowaga :D i akurat teraz wypadło na obfite zakupy.
OdpowiedzUsuńNo to chętnie obejrzę te Twoje:)
UsuńWitam. Mam tylko jedną uwagę dotyczącą emotikonów. Tutaj na bloggerze ";)" nie działa. Emotikony musisz dodawać inaczej.
OdpowiedzUsuńA które dokładnie masz na myśli?:) Bo ja na bloggerze nie korzystam z takich obrazkowych jak na smartfonie tylko piszę tekst w Wordzie i potem wklejam tutaj. Także są to proste emotki pisane na klawiaturze(:),:D etc).
UsuńW Wordzie też możesz dodawać emotikony, ale nie wiem jak z wklejaniem. .👀
UsuńAha. Nie no, ja celowo dodaję tutaj takie zwykle. Także wszystko gra😉
UsuńMam kilka produktow. Stosowałam m.in nuxe. Dla mnie bomba.
OdpowiedzUsuńNuxe ma fajne kosmetyki :)
UsuńWidzę same super marki: Nuxe, HydroPeptide, Sensum Mare, Germaine de Cappucini....Pierwszą i ostatnią znam - aktualnie ich używam:). Dwie środkowe chętnie wypróbuję w przyszłości:)
OdpowiedzUsuńKoniecznie wypróbuj😁 Sama mam ochotę na więcej Hydropeptide 😁
UsuńTwoja pielęgnacja to jakiś kosmos :D o ładne te pędzle ;D
OdpowiedzUsuńCzemu kosmos?😆
UsuńBardzo lubię te maseczki When :) super się u mnie sprawdzają :)
OdpowiedzUsuńIle u Ciebie tych nowości! WOW! znowu kilka kosmetyków chcę poznać przez Ciebie :)
OdpowiedzUsuńMarki When jeszcze nie znam. Zaciekawiła mnie maska naszyję, której też wcześniej nie używałam. Zwykle aplikuję trochę maseczki przeznaczonej do twarzy. :)
OdpowiedzUsuń