Jak już niejednokrotnie wspominałam, bo powtarzam to od samego początku istnienia bloga - nie lubię tradycyjnych podkładów! W tym roku skończę 36 lat i nie zużyłam do końca ani jednego fluidu. Serio, tym razem wyjątkowo nie żartuję;) Nawet jak jakiś przypadnie mi do gustu to finalnie i tak prędzej czy później porzucam stosowanie na rzecz samego pudru lub minerałów;) Paradoksalnie jednak fluid w poduszeczce od dawna mnie intrygował. Pierwszy miałam marki Missha i być może jeszcze pamiętasz, że totalnie nie trafiłam z kolorem (był bardzo blady). Cóż... rynek koreańskiej kolorówki nie ma zbyt wiele do zaoferowania osobom, których cera nie należy do najjaśniejszych;) A ja sztucznie „wybladzać” się nie zamierzam. Nie zraziłam się jednak tak do końca i postawiłam na Moonshot Micro SettingFit Cushion EX. Jeśli zaglądasz na mój Instagram to pewnie już wiesz, że o dziwo to był strzał w 10! Zachęcona tym faktem pokusiłam się jeszcze o wypróbowanie jego brata, czyli Moonshot Micro Calmingfit Cushion SPF 50+ PA+++. Wprawdzie nie zdążyłam jeszcze zużyć tamtego, gdyż na co dzień i tak używam pudrów, ale pokusa była silniejsza! Spójrz zresztą na to urocze opakowanie!
Moonshot Micro Calmingfit Cushion
Micro CalmingFit Cushion w swoim składzie zawiera aloes, który charakteryzuje się właściwościami u kojącymi i uspokajającymi. Produkt zapewnia jednocześnie długotrwałe krycie, które można budować według potrzeb. Wykończenie jest satynowe i rozświetlające, dzięki czemu skóra prezentuje się naturalnie. Już cienka warstwa pozwala na uzyskanie krycia. Do kompletu dołączono hipoalergiczną gąbeczkę, która nie podrażnia skóry. Cushion polecany jest zwłaszcza osobom ze skórą wrażliwą, suchą, problematyczną oraz normalną. Nie przesusza skóry, świetnie ukoi ją również w upalne dni.
Cushion Moonshot umieszczony został w kartoniku, wewnątrz którego znajduje się okrągła puderniczka o pojemności 15g. PAO wynosi 12M. Opakowanie jest przepięknie wykonane. Naprawdę z dbałością o każdy detal. We mnie budzi same pozytywne skojarzenia. A przy tym jest bardzo funkcjonalne, ponieważ świetnie zabezpiecza zawartość przed wysychaniem. Jest też oczywiście wbudowane lusterko, z którego ja akurat nie korzystam. Ale może być przydatne do poprawek w ciągu dnia, jeśli ktoś takowe czyni;) Gąbeczka dołączona do cushionu jest miękka i gładka w dotyku. Bardzo dobrej jakości. Ja jednak aplikuję go delikatnie gąbeczką typu Beauty Blender, ponieważ pozwala to na uzyskanie bardziej naturalnego efektu (już niewielka ilość wystarcza na pokrycie całej twarzy). Cushion posiada delikatny, ale wyczuwalny zapach.
Sama poduszeczka prezentuje ładnie, ale już na pewno wspominałam, że wizualnie zawsze mnie one intrygowały;) Celem skorzystania z podkładu wystarczy przycisnąć poduszeczkę by został „uwolniony”. Proces ten przebiega niezwykle sprawnie i radośnie;)
Postawiłam na odcień najciemniejszy, czyli 301 Honey beige, ponieważ w tym samym kolorze mam Moonshot Micro SettingFit Cushion EX. Co ciekawe, po otwarciu okazało się, że ten sam odcień w Moonshot Micro Calmingfit Cushion prezentuje się zupełnie inaczej. Bohater dzisiejszego wpisu ma zdecydowanie jaśniejszą poduszeczkę niż ten pierwszy. Prezentuje się co prawda całkiem ładnie i tak złociście. Ale jednak inaczej niż tamten. W pierwszej chwili po muśnięciu na dłoni niemiło zaskoczyła mnie jego bladość, ale okazało się, że finalnie nieźle stapia się ze skórą. Odcień jest ciepły, a to dla mnie ważne, gdyż większość koreańskich podkładów posiada chłodną tonację wpadającą w świnkowy róż (a docelowo wyglądającą u mnie sino). Jestem więc usatysfakcjonowana jego ciepłym, nieźle dopasowującym się do mojej średniej karnacji odcieniem.
Przy mojej cerze mieszanej bez przypudrowania cushion jest trwały i ładnie prezentuje na policzkach oraz brodzie. Natomiast czoło i nos po paru godzinach zaczynają się świecić, więc lepiej dodatkowo nałożyć na niego delikatny puder utrwalający makijaż. Wykończenie jakie zapewnia cushion jest satynowe, a krycie średnie z możliwością stopniowania. W przypadku mojej cery, która nie wymaga dużego krycia wystarcza jedna cienka warstwa aplikowana gąbeczką typu Beauty Blender. Trwałość po przypudrowaniu naprawdę bez zarzutów. Polecam zmywać go olejkiem i uwaga na różne przedmioty, bo ma niestety sporą tendencję do brudzenia. Jego właściwości pielęgnacyjnych nie oceniam, ponieważ od tego są sera, kremy i inne cuda. Na pewno mogę jednak powiedzieć, że cushion Moonshot mnie nie podrażnił, nie wysuszył ani nie spowodował innych problemów z cerą. Plus także za SPF 50+ PA+++. Wszak zawsze to dodatkowe wparcie dla kremu z SPF, które jest szczególnie ważne podczas stosowania retinoidów lub kwasów.
Moonshot Micro Calmingfit Cushion oraz inne kultowe cushiony Monnshot znajdziesz na Jolse.
Próbowałaś już cushionów Moonshot? A może znasz inne cushiony warte uwagi?
Fajnie, że jesteś zadowolona z tego podkładu. Osobiście wolę płynne i nie koreańskie ;)
OdpowiedzUsuńJa generalnie też uważam, że ciężko trafić na odpowiedni koreański, ale czasem się udaje:)
UsuńAleż on wygląda :)
OdpowiedzUsuńCudeńko:)
UsuńPiękne ma opakowania :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, cushion Moonshot pięknie wygląda.
UsuńPrezentuje sie bardzo luksusowo! Ogolnie jednak cushiony nie sa zbyt ekonomiczne wiec zostaje przy tfadycyjnym fuidzie ;-)
OdpowiedzUsuńJa na co dzień i tak używam pudrów najczęściej, więc dla mnie nie jest to problemem:) Zresztą tu wystarczy nałożyć niewielką ilość. Choć oczywiście gramatura cushiona sama w sobie jest dużo mniejsza niż takiego tradycyjnego podkładu.
UsuńAkurat tego nie próbowałam :) mi do gustu przypadł cushion od Nivea :)
OdpowiedzUsuńAle to fajne! Nie miałam jeszcze takiego ;) i jakie ładne opakowanie
OdpowiedzUsuńNie wiem co mi się porobiło, ale od ciąży toleruję tylko minerały. A kiedyś uwielbiałam cushiony za mega krycie.
OdpowiedzUsuń