Mam
sentyment do Innisfree, ponieważ była jedną z pierwszych koreańskich firm,
które zyskały moje uznanie. A to wcale nie było łatwe jakby się mogło wydawać. Swego czasu miałam większość podstawowej serii
Green Tea i miło ją wspominam:) Na Innisfree
Derma Green Tea Probiotics Cream zdecydowałam
się ani nie w ciemno ani też nieprzypadkowo, gdyż miałam już jego miniaturkę;) Zresztą spodobał mi się na tyle, że finalnie to już
moje drugie opakowanie pełnowymiarowe:) Pierwsze zużyłam z dziką przyjemnością
i uważam, że jest to fantastyczny krem, który naprawdę warto wypróbować;) A dlaczego? O tym za chwilę zwięźle opowiem.
Innisfree Derma Green Tea Probiotics Cream
Krem posiada strukturę podobną do warstwy lipidowej skóry („Skin-like Barrier Technology”) i zawiera 3% ceramidu. Naturalny ceramid z zielonej herbaty na bazie olejku z zielonej herbaty, który jest bogaty w nienasycone kwasy tłuszczowe, dogłębnie odżywia skórę i chroni ją niczym niewidzialna tarcza. Kosmetyk poprawia uszkodzoną barierę lipidową za sprawą probiotyków z zielonej herbaty. Lizat fermentacyjny Lactobacillus zielonej herbaty pochodzący z wyspy Jeju poprawia barierę skórną uszkodzoną przez czynniki zewnętrzne, podrażnienia lub zanieczyszczenia miejskie.
Derma Green Tea Probiotics Cream opakowany został w zgrabny zielony słoiczek z białą etykietą oraz wygodną nakrętką, po której nie ślizgają się palce;) Wewnątrz znajduje się także dodatkowa osłonka chroniąca zawartość. Pojemność to standardowe 50ml zdatne do zużycia przez 12 miesięcy od otwarcia.
Krem posiada lekką, ale jednocześnie odżywczą formułę, która dość ładnie się wchłania, ale w pierwszej chwili delikatnie się lepi. Finalnie pozostawia po sobie nietłustą, ochronną powłoczkę. Polecam jednak nakładać kilka mniejszych porcji zamiast jednej grubej warstwy, ponieważ aplikowany zbyt hojnie może się trochę mazać i bielić. Zachowanie umiaru ułatwia więc sprawę oraz gwarantuje przyjemność stosowania:)
W moim odczuciu kosmetyk jest praktycznie bezwonny, co bardzo sobie cenię! Dobrze odżywia, nawilża i uspokaja cerę. To typowy lecz doskonałej jakości „krem barierowy”. Nie zauważyłam „zapychania” ani innych problemów z cerą podczas jego stosowania. Podobno chwalą sobie go też posiadacze cer tłustych i trądzikowych. Moja jest mieszana ze skłonnością do odwodnienia, ale taka raczej bez niemiłych niespodzianek, więc w tej kwestii nie wypowiem się jako praktyk;) Śmiało można stosować podczas kuracji retinoidami lub kwasami, a także gdy cera po prostu wymaga wzmocnienia, regeneracji i silnego nawilżenia. Jestem w nim zakochana i jak dla mnie sprawdza się o niebo lepiej niż wyskakujący z lodówki Dr. Jart+ Ceramidin Cream, który dodatkowo niestety zabija mnie zapachem;) Gorąco polecam i sama nadal będę do niego wracać:)
Innisfree Derma Green Tea Probiotics Cream znajdziesz na Jolse.
Używałaś kosmetyków Innisfree? Miałaś okazję wypróbować Derma Green Tea Probiotics Cream? A może polecisz jakiś świetny krem barierowy?
Nie miałam tego kremu.
OdpowiedzUsuńDla mnie może być zbyt lekki, ale na pewno jest wart uwagi :) Dr Jart jeszcze nie miałam i przyznam, że nie kusi mnie ;)
OdpowiedzUsuńTrzeba go będzie wypróbować na sobie :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nigdy nic z Jolse nie zamawiałam, a mają taki kapitalny wybór!
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie bym poznała ten krem. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWstyd przyznać, ale marki nie kojarzę, ja lubię cięższe kremy, ale może na ciepłe miesiące skuszę się by wypróbować :)
OdpowiedzUsuńMiło wspominam krem barierowy który stosowałam przed katy, muszę wypróbować ten polecany przez Ciebie :)
OdpowiedzUsuńNie znam totalnie tej firmy :)
OdpowiedzUsuńNie znałam wcześniej tej firmy :) zaciekawił mnie ten krem :)
OdpowiedzUsuńZielona herbata to mój ulubiony składnik kosmetyków zaraz po witaminie C.
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię;)
UsuńCiekawy kremik. Marki nie miałam, ale lekkie kremy to coś dla mnie, tym bardziej na okres letni. :)
OdpowiedzUsuń